Barbara G. oszukuje kolejne osoby. Gdy wpadnie, skutecznie zasłania się chorobą. Ale we wtorek lekarze pozwolili na jej przesłuchanie w szpitalu.
– Swoja kwestię odgrywała przez jakieś 40 minut, dałam się nabrać – opowiada pracownica apteki w Lublinie, która padła ofiarą naciągaczki w lipcu ub. roku. – Weszła do apteki i powiedziała, że ma paczkę dla właścicielki. Szefowej nie było wtedy w pracy.
Oszustka wyciągnęła więc telefon i udała, że do niej dzwoni. Potem przekazała treść rzekomej rozmowy. Twierdziła, że właścicielka kazała zostawić paczkę i zapłacić "dostawcy” 350 zł. Barbara G. dostała te pieniądze. Niedługo potem pracownice zorientowały się, że z nikim nie rozmawiała, a w paczce są szmaty.
Po kilku tygodniach aptekarka dowiedziała się od policji, że oszustka wpadła. Rozpoznała 58-latkę wśród trzech okazanych jej kobiet. Barbara G. usłyszała wówczas zarzut popełnienia aż pięciu oszustw. Do procesu jednak nie doszło. W styczniu oszukana dostała pismo z prokuratury, że sprawa zostanie zawieszona.
– Ze względu na stan zdrowia podejrzanej – potwierdza Marek Zych, zastępca szefa prokuratury rejonowej Lublin-Północ. Nie można było jej nawet przesłuchać.
W lutym ofiarą takiego samego oszustwa padła pracownica sklepu niedaleko dworca PKS w Lublinie. Policjanci podejrzewali, że to znowu sprawka Barbary G. A przed tygodniem kobieta o podobnym rysopisie i w ten sam sposób wyłudziła 275 zł od pracownicy kiosku przy ul. Zana.
W komisariacie kobieta poczuła się źle. Policjanci zawieźli ją do szpitala. Ale nie spuszczali jej z oka, czekając, co powiedzą lekarze. We wtorek dali zgodę na przesłuchanie podejrzewanej, ale w warunkach szpitalnych.
– Możemy jej przedstawić zarzut oszustwa – mówi Justyna Rutkowska-Skowronek, szefowa prokuratury rejonowej Lublin-Południe.
Dalszy tok śledztwa będzie zależał od oceny stanu zdrowia pacjentki. Ale prokuratura nie ukrywa, że jeśli znów nie będzie można jej przesłuchać, będzie musiała zawiesić postępowanie. Śledczy połączą teraz wszystkie sprawy, w których występuje kobieta.