Już 760 mieszkańców naszego województwa zachorowało w tym roku na boreliozę. W poradniach przyszpitalnych ustawiają się coraz większe kolejki. Ale specjaliści uspokajają: Pacjenci i lekarze rodzinni niepotrzebnie ulegają fali paniki.
Od początku roku Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Lublinie odnotowała już 760 zachorowań na boreliozę. To 140 przypadków więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Najwięcej ludzi zaraziło się tą chorobą w powiatach bialskim i tomaszowskim.
– Wzrost zachorowań może świadczyć też o tym, że jest coraz lepsza wykrywalność boreliozy. Ludzie coraz częściej się badają. Należy pamiętać, że im wcześniej usuniemy kleszcza tym mniejsze ryzyko zakażenia. Musi minąć 24-48 godzin, żeby do niego doszło – tłumaczy Anna Strzyż, zastępca dyrektora wojewódzkiej stacji.
– Rzeczywiście mamy dużo pacjentów. Kolejki są coraz większe, ale nie wszyscy pacjenci powinni do nas trafić. Dużo osób ma niezweryfikowane wyniki i wcale nie są chorzy na boreliozę. Takie osoby zajmują miejsce tym, którzy rzeczywiście potrzebują naszej pomocy – mówi dr hab. n.med. Krzysztof Tomasiewicz, szef Kliniki Chorób Zakaźnych SPSK1 w Lublinie. – Lekarze rodzinni kierują takich pacjentów do nas, chociaż na tym etapie to oni powinni się nimi zająć. Wówczas kolejki byłyby mniejsze. Niepotrzebnie ulega się fali paniki.
Jakie są objawy boreliozy? – Najłatwiej rozpoznać chorobę w pierwszej fazie kiedy pojawia się tzw. rumień wędrujący czyli poszerzające się zaczerwienienie wokół wkłucia – tłumaczy dr hab. Tomasiewicz. I zaznacza: – Wtedy trzeba zgłosić się do lekarza i od razu rozpocząć leczenie. Znacznie trudniej zdiagnozować boreliozę w fazie przewlekłej kiedy mogą być zajęte stawy, układ nerwowy czy serce. Przez to można ją pomylić z inną chorobą.
Specjalista uspokaja: boreliozę da się wyleczyć. – Dostępne są bardzo dobre leki, a badanie na boreliozę można wykonać w każdym laboratorium. Jego koszt to ok. 50 zł – mówi Tomasiewicz.
Na kleszcze muszą też uważać właściciele zwierząt
– W porównaniu z ubiegłymi latami w tym roku trafia do mnie bardzo dużo psów zaatakowanych przez kleszcze. Sporo jest też tych, które zachorowały na babeszjozę. Moim rekordem w tym roku było usunięcie 35 kleszczy z jednego psa – mówi Jolanta Szyszko, lekarz weterynarii z Jakubowic Konińskich pod Lublinem. – Kleszcze atakują nawet mimo profilaktyki: kropli czy specjalnej obroży. Potrafią uodpornić się na niektóre środki. Dlatego warto zainwestować w te sprawdzone, z atestami weterynaryjnymi.
Objawy babeszjozy to m.in. nagły spadek formy, apatia, brak apetytu, gorączka. – Wtedy należy zgłosić się do weterynarza. W kolejnej fazie można zaobserwować ciemną barwę moczu. To znak, że zaatakowane są już nerki zwierzęcia – dodaje Szyszko.