Prawie 660 tys. zł kary naliczyło miasto dostawcy przegubowych autobusów, które dotarły do nas z opóźnieniem, a wczoraj miały problem z wyświetlaczami. Przeciąga się też dostawa reszty pojazdów kupionych przez miasto: dotąd nie dotarł żaden z 8 krótszych autobusów, a spośród 15 trolejbusów dostarczono tylko 9
Dostawa przegubowych, klimatyzowanych trolejbusów od lubelskiego Ursusa zaczęła się zgodnie z umownym terminem, czyli 21 maja, ale jeszcze się nie zakończyła. Firma ma jednak czas do 21 czerwca i dopiero ten dzień jest ostatecznym terminem przekazania trolejbusów.
– Producent przed tą datą powinien podstawić pojazdy do odbioru – potwierdza Paweł Paszko z Zarządu Transportu Miejskiego. Czy to oznacza, że dopiero po 21 czerwca miasto może sięgać po kary za opóźnienia? – Nie. Umowa przewiduje szereg kar umownych, naliczane będą m.in. za brak podstawienia pojazdów do odbioru.
Podobnie jest z zamówionymi w tej samej firmie 12-metrowymi autobusami. Miasto kupuje 8 takich pojazdów, na razie nie dostało ani jednego, choć powinny być podstawione do odbioru już 29 maja. – Producent poinformował nas o opóźnieniu terminu podstawienia do odbioru – przyznaje Zarząd Transportu Miejskiego. Również w tym przypadku w umowie zapisany jest drugi termin. – Końcowa data dostaw została określona na 29 czerwca.
Ponad 659 tys. zł wyniosły kary naliczone przez ZTM firmie Solaris Bus&Coach, u której miasto zamówiło 15 przegubowych autobusów. – Kary zostały naliczone za to, że nie podstawiono pojazdów w umownych terminach oraz za przekroczenie terminu usunięcia wskazanych przez komisję usterek – informuje Paszko. – Nie były to poważne wady, uniemożliwiające jednak odbiór tych pojazdów.
Przegubowce Solarisa w końcu udało się wysłać na ulice, ale nie bez problemów. Wczoraj kursowały po mieście z wyłączonymi wyświetlaczami, a pasażerowie musieli dopytywać „jaka to linia”, bo każdy z autobusów woził zaledwie jedną widoczną z ulicy tablicę z numerem linii. Według informacji ZTM dzisiaj z wyświetlaczami nie powinno być problemów. – Nie jest to fizyczna wada systemu – zastrzega Paszko i tłumaczy, że producent zaoferował nieco nowszy system obsługujący wyświetlacze, który nie do końca dogadał się z bazą danych.