Pistolet, pałka, gaz i kajdanki już nie wystarczają policjantom do poskramiania awanturników. Dostaną więc dodatkowo paralizatory. Kto nie podporządkuje się perswazji, zostanie potraktowany prądem.
Elektryczne paralizatory postanowił zafundować mundurowym rząd.
Agresywnie zachowujące się osoby policjanci będą teraz mogli obezwładnić z odległości kilku metrów. W ten sposób unikną może sytuacji takich, jak ta sprzed prawie roku w Grabówce pod Annopolem. Funkcjonariusze chcieli odebrać skradzione strusie i musieli użyć brani palnej. Strzelali do złodziei, kiedy ci ruszyli na nich z siekierą i kołkami.
W lubelskiej komendzie czekają na paralizatory z utęsknieniem. - Kupno tych urządzeń dla policji to bardzo dobry pomysł - twierdzi Janusz Wójtowicz z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji. - To sprzęt o wiele bardziej skuteczny niż ręczne miotacze gazu, którymi dysponujemy. Wiatr rozwiewa gaz, w przypadku paralizatorów nie ma to żadnego znaczenia. Minusem paralizatorów jest to, że raczej nie można ich stosować podczas deszczu. Wtedy jest za duże ryzyko porażenia prądem policjanta.
Paralizatory to nieduże urządzenia obezwładniające silnym, ale nieszkodliwym dla zdrowia ładunkiem elektrycznym. Te, które mają dostać policjanci, działają na odległość kilku metrów. Wystarczy, że funkcjonariusz wystrzeli w kierunku napastnika specjalną głowicę, przez którą przechodzi prąd. Wójtowicz twierdzi, że paralizatory szczególnie przydadzą się w przywoływaniu do porządku agresywnych pseudokibiców albo tzw. blokersów.
Na razie nie wiadomo, ile policjanci będą musieli czekać na nowy sprzęt. Najpierw trzeba przygotować szczegółowe wytyczne, kiedy będą mogli go użyć.
Paralizatory można kupić legalnie w sklepach z bronią. Takie, jakie będą mieli policjanci, kosztują co najmniej 1,5 tys. zł.