Rozmowa z Ewą Prawicką-Linke, uczestniczką zawodów balonowych w Nałęczowie
• Jest pani utytułowaną pilotką. Dwukrotnie zdobyła pani Puchar Świata. A czy pamięta pani swój pierwszy lot balonem?
- Miałam wtedy 10 lat. Zaczęłam latać dzięki tacie. Pierwszego wzniesienia w powietrze nie pamiętam, doskonale za to przypominam sobie pierwszy samodzielny lot. Byłam już po szkoleniu i leciałam z tatą. Nagle kazał mi wylądować, po czym wysiadł z kosza i powiedział że mam lecieć sama.
• Był stres?
- Oczywiście. Po raz pierwszy byłam zdana tylko na siebie. Ale udało się bezpiecznie przelecieć i wylądować.
• Czy balony to sport dla kobiet?
- Jest bardziej kobiecy niż męski. Przecież latanie ma w sobie tyle romantyzmu. Nie ma człowieka, który widząc balon w powietrzu nie zatrzyma się i nie popatrzy w górę. Oczywiście nie poradziłabym sobie bez pomocników, którzy pomagają instalować kosz i powłokę. Kosz z pełnymi butlami waży nawet 200 kilogramów. Powłoka dodatkowe 100.
• Nigdy nie było niebezpiecznych przygód?
- Tylko raz, gdy byłam w powietrzu zgasły mi palniki. Kilkakrotnie próbowałam je odpalić. W końcu się udało. Ale gdyby nie to, balon z pewnością ze sporą siłą uderzyłby w ziemię.
• Wysoko latacie?
- Najwyżej byłam na wysokości 3 kilometrów. Rekord Polski to chyba 10 kilometrów. Mnie jednak tak wysoko nie ciągnie. Znacznie ciekawiej jest ręką dotknąć chmur, albo podziwiać wspaniałe widoki z góry.
• Czy to drogi sport?
Nowy komplet to koszt rzędu ok. 180 tys. zł. Do tego dochodzi jeszcze samochód, najlepiej terenowy i przyczepka do przewożenia sprzętu. Nie jest to więc tania przyjemność.