Matka, aby uratować swoje dziecko, skoczy w ogień. Renata Skalska z Piotrkowa II w pobliżu Bychawy skoczyła do... szamba
Zapadła się pod ziemię
Renata podbiegła do szamba i szybko zerwała pokrywę. Ujrzała córkę w brudnej wodzie. - To był przerażający widok. Mała z twarzą w ściekach machała rączkami. Szamotała się, chcąc się ratować za wszelką cenę. Próbowałem jej dosięgnąć. Nie mogłam. Zabrakło długości dłoni. Wołałam do niej: "Dominika!”. Ale nie reagowała - tylko echo odbijało w szambie mój głos.
Liczyły się sekundy. Matka nie wiedziała, co robić. Mąż w pracy. Nie było czasu, aby zawołać sąsiadów. Zanim udałoby się ich sprowadzić, dziecko mogło się utopić. - Wiedziałam, że szambo ma 3 metry głębokości i jest wypełnione na wysokość dwóch metrów. A ja nie umiem pływać. Ale musiałam ratować dziecko. Jestem w szóstym miesiącu ciąży, a otwór szamba jest wąski, więc musiałam się przeciskać. Ale wskoczyłam - opowiada pani Renata.
Czekając na pomoc
Renata przytrzymywała się ścian studni. Powierzchnie były gładkie i śliskie. Na szczęście na nogach miała buty trapery. To one pozwoliły jej się utrzymać w połowie wysokości szamba i uratować dziecko. Dominika mogła wreszcie złapać oddech. Pochlipywała. Matka przytuliła ją do siebie. Uspokajała. Dopiero wtedy z wnętrza szamba zaczęła wołać ratunku! Pomocy!
- Starałam się głośno krzyczeć. Nie tak jednak, by przerazić dziecko - wspomina ten moment ze łzami w oczach.
Mijały minuty. Matka z wtuloną w nią Dominiką czekała na ratunek. Małej usta zaczęły sinieć z zimna. Renacie cierpły nogi. Słabła. Nie miała możliwości manewru. Wlot szamba był nieosiągalny. Nie było czego się złapać ręką. - Bałam się o małą. Myślałam, że nie wytrzymam w takiej pozycji do przybycia pomocy. O zagrożeniu ciąży wtedy nie myślałam. W środku szamba nie czułam nawet smrodu.
Usłyszał sąsiad
Odpowiedziało mu wołanie z dna studni. - To ja Renata. Jestem z dzieckiem w szambie.
Doskoczył do otworu. Pochylił się i zobaczył kawałek niebieskiej kurtki i głowy Renaty i Dominiki. - Ja to widzę jeszcze dzisiaj i będę widział do końca życia. Nie byłem w stanie sam ich wyciągnąć. Poleciałem po sąsiada i drabinę.
Razem z Tadeuszem Sławkiem wstawił ostrożnie drabinę do otworu uważając, by Renacie nie ześlizgnęła się stopa. To nie było łatwe, bo do wnętrza szamba o średnicy około 2 metrów prowadzi otwór rozmiarami przypominający ożebrowany, żeliwny wlot do kanału burzowego. Po kilku próbach udało się. Drabina oparta o dno zbiornika wychodziła na zewnątrz. Po 20 minutach przebywania w tej samej pozycji Renata była tak zdrętwiała, że nie miała siły wynieść ważącej 11 kilogramów Dominiki. Do tego jeszcze nasiąknięte ubranie. Mężczyźni wyciągnęli zziębnięte dziecko, potem matkę.
- Fekalia mają taką samą konsystencję jak bagno. Wciągają. W czymś takim nie sposób się utrzymać bez punktu zaczepienia. Z punktu widzenia fizyki kobieta nie miała szans. Bogu może dziękować, że żyje - mówi dr Marek Turczyński, z Zakładu Hydrografii UMCS.
Bohaterka reportażu i jej dziecko doszły do siebie w gorącej kąpieli. Pachnąca, rozgrzana Dominika chwilę potem bawiła się i śmiała jak gdyby nigdy nic. Na wszelki wypadek rodzice oddali ją na obserwację do szpitala w Bychawie. - Dziecko zatrzymaliśmy na hospitalizację na dwa dni z powodu zachłyśnięcia się fekaliami. Dziewczynka dostała antybiotyk i nawodnienie. W dobrym stanie ogólnym została wypisana do domu. Zapisaliśmy jej odpowiednie lekarstwa - mówi Piotr Wojtaś, dyrektor SP ZOZ z Bychawy.
Zwyczajny - niezwyczajny
Jak to się mogło stać? Szambo znajduje się w przydomowym ogródku przed domem. To kilka betonowych kręgów o średnicy dwóch metrów, ułożonych na sobie. W sumie 3 metry głębokości. Od góry zbiornik zamyka betonowe wieko, w którym znajduje się otwór o rozmiarach 60 na 40 centymetrów. Wlot zabezpiecza metalowa pokrywa. Jak zapewnia Renata we wrześniu jej mąż sprawdzał zabezpieczenie. Było dobre. Jednak opary z szamba i obfite opady skorodowały blachę tak, że stała się krucha i nie utrzymała Dominiki.
- Niskie temperatury nie przyspieszają korozji. Co innego wilgotność i żrące opary. W odstojnikach mogą powstawać kwasowe połączenia, siarkowodór czy chlorowodór. Biogazy mogły przyśpieszyć niszczenie metalowej pokrywy - mówi Tadeusz Borowiecki, dziekan Wydziału Chemii UMCS.
- O wszystkim dowiedziałem się trzy godziny po fakcie. To był szok. Adrenalina tak mi skoczyła, że mało komuś krzywdy nie zrobiłem. Taką mam pracę, że nie mogłem błyskawicznie wrócić do domu. Telefoniczne rozmawiałem z żoną, rodzicami i pogotowiem. Cud od Boga że tak się skończyło. Jestem pełen podziwu dla żony, że zachowała zimną krew - mówi Andrzej Skalski, ojciec Dominiki.