W wozach MPK i u przewoźników prywatnych skasujemy ten sam bilet. Ale nie wszyscy na tym zyskają. Jest za to szansa, że zaczniemy jeździć nowymi, punktualnymi autobusami. Łatwiej też będzie... jeździć na gapę.
Kiedy? - Nie wiem. Jak najszybciej - mówi Elżbieta Kołodziej-Wnuk, zastępca prezydenta.
Najpierw ZTM ustali ile kursów potrzeba na poszczególnych liniach i ogłosi przetarg na obsługę tras. Wygra ten, kto zażąda mniejszej zapłaty za tzw. wozokilometr. Ale założenie jest takie, proporcje między kursami MPK i prywatnymi będą zachowane.
To już nie MPK, ale ZTM ma drukować bilety, które będą musieli honorować wszyscy przewoźnicy.
- To dobry pomysł, zwłaszcza dla ludzi korzystających z biletów miesięcznych - przyznaje Monika Piejak, pasażerka MPK. Posiadacze sieciówek będą mogli wsiadać już do wszystkich autobusów. Stracą za to pasażerowie prywaciarzy. Teraz płacą 1,50 zł, po reformie będą skazani na sporo droższe bilety.
- To zły pomysł - twierdzi Maria Wojtyła, pasażerka prywatnych. - Teraz pasażer sam może wybierać jakimi autobusami jeździ - dodaje. Kiedy będzie wspólny bilet? Nie wiadomo.
ZTM ma płacić za kursy pieniędzmi które zarobi na biletach. Wiadomo, że kasy zabraknie i miasto dopłaci co roku od 30 do 47 mln zł. Czyli mniej więcej tyle, ile teraz daje MPK.
Przewoźnikom odpadną zmartwienia o to, czy mają klientów. Prywatni oszczędzą na konduktorach. - Czy to się opłaci? Zależy od ceny wozokilometra - mówi Krzysztof Juszka, szef Zrzeszenia Prywatnych Przewoźników. Wstępnie mówi się o stawce 5,98 zł. Dla porównania w Bydgoszczy jest to 6,11 zł, w Warszawie 6,34 zł a w Poznaniu 7,04 zł.
Łatwiej będzie za to jeździć na gapę. Teraz MPK ma 26 kontrolerów. Po reformie kontrolę przejmie ZTM, będzie mieć do tego tylko 23 osoby, które mają też pracować w autobusach prywatnych.
ZTM ma też sprawdzać jakość usług. Za źle wykonany kurs będzie kara - firma dostanie mniejszą zapłatę. Jeśli to nic nie da - straci umowę.
Umowy mają być zawierane na 10 lat. Ma to dać przewoźnikom pewność dochodu i motywować do wymiany taboru.
- To dobra wiadomość - cieszy się Czesław Rydecki, prezes MPK. - W tej chwili wydajemy 800 tys. zł miesięcznie na naprawy taboru bliskiego śmierci technicznej - dodaje. A za te pieniądze można mieć nowy wóz.
Ratusz tłumaczy, że szybkie powołanie ZTM było konieczne, byśmy mieli szansę na wielomilionowe dotacje na zakupy taboru.
(KK)