Wiosną do mieszkania w jednej z kamienic lubelskiego Starego Miasta ma się wprowadzić pięciu bezdomnych mężczyzn.
- Na dole jest biblioteka. Obok zaraz przedszkole. I jak oni tu się mają wprowadzić? Mogą sobie iść gdziekolwiek indziej - oburza się Urszula Duda, lokatorka z II piętra miejskiej kamienicy Rynek 11. Piętro niżej trwa jeszcze remont. Wiosną ma tam zamieszkać pięciu bezdomnych mężczyzn po pięćdziesiątce.
- Mijając ich na ulicy nie pozna pan, że to bezdomni - mówi Wojciech Bylicki, prezes Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta, w którego schronisku mieszkają mężczyźni. - To ludzie po przejściach, a nie margines. Nie są bezdomnymi z własnej woli. Jeden stracił dach po rozwodzie. Innego nie przyjęła córka. Nie spali po klatkach schodowych i nie zaznali meliniarskiej bezdomności - dodaje Bylicki. Od ośmiu lat prosił miasto o taki lokal. Aż wyprosił.
Mężczyźni mają płacić czynsz ze swych rent i emerytur. Jeden ma pracę. To mieszkanie ma być dla nich przedostatnim krokiem do usamodzielnienia się.
- Ale nie może stać się meliną - zastrzega Antoni Rudnik, szef Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. - Muszą być trzeźwi, dbać o lokal i nie zakłócać porządku.
Pracownicy socjalni mogą to kontrolować w każdej chwili. Kto złamie umowę, traci prawo do mieszkania - dodaje. Przez dwa lata te warunki złamał tylko jeden spośród ośmiu mężczyzn, którzy przewinęli się przez pierwsze takie mieszkanie znajdujące się ledwie kilka kamienic dalej. Tam nikt nie protestuje.
Teraz protestuje nawet Zarząd Dzielnicy. - Prosili nas o to mieszkańcy budynku. Napisaliśmy do prezydenta. Stare Miasto powinno być perełką Lublina, ale robi się tu dzielnicę socjalną - mówi Zofia Popiołek, przewodnicząca zarządu. - Nie chcemy blokować pomocy tym ludziom, tylko dlaczego lokuje się ich w świeżo odnowionej kamienicy, w mieszkaniu o dużej wartości rynkowej? - dopytuje. - Już jak był remont, to różni tu przychodzili - stwierdza Duda.
- Rozumiem, że jak wprowadzi się tam ktoś inny to sąsiedzi będą kontrolować jego moralność? - Paweł Fijałkowski, zastępca prezydenta miasta jest rozgoryczony. Zapowiada, że będzie rozmawiać z lokatorami kamienicy. A nie wszyscy są przeciw. - To także ludzie. Byle by była cisza i spokój - mówi Anna Górna.
Los bezdomnych nie jest przesądzony. - Jeśli dostaniemy inne mieszkanie, wtedy to zostawimy - deklaruje Rudnik. - To nie jest istotne, gdzie to będzie. Byle ci ludzie mogli wziąć odpowiedzialność za swoje życie - dodaje prezes Bylicki.