Na swojej stronie internetowej lubelscy urzędnicy opublikowali adresy prywatnych osób. Mimo że prywatność gwarantuje Ustawa o ochronie danych osobowych. Takie dane to cenny towar, zwłaszcza dla oszustów. Ratusz zrobił im prezent.
– Wszystkie adresy są zasłonięte. Na ich publikację nie pozwala prawo. Są zabezpieczone w taki sposób, że nikt nie może ich odczytać – zapewniał nas Mariusz Ciastoch z Wydziału Organizacyjnego w Urzędzie Miasta. To on wprowadzał dane do biuletynu. Rozmawiając z nami nie wiedział jeszcze, że to co tajne, było widoczne.
Jedną z osób, której prezydent umorzył dług jest pani Maria z Bronowic. Jest schorowana, nie stać jej na wykupienie leków. A co dopiero mówić o płaceniu czynszu. Zaległości urosły do 10 tysięcy zł. Pani Maria jest wstrząśnięta tym, że jej biedę wystawiono na widok publiczny. – Nie chcę, żeby byli uczniowie wytykali mnie na ulicy palcami. Żeby wiedzieli, jak dziaduję na stare lata. Dlaczego oni podali mój adres? – płacze pani Maria. Prosi, żeby chociaż teraz nie podawać jej nazwiska i nie pokazywać twarzy.
Na stronie jeszcze wczoraj był też adres pani Bożeny Poleszak z Węglina. – Oszuści dostali mój adres na tacy. I mogą go wykorzystać. Już teraz dostaję przesyłki, których nigdy nie zamawiałam.
Pod ostatnimi zarządzeniami w sprawie umorzenia czynszu widnieje podpis Antoniego Chrzonstowskiego, zastępcy prezydenta miasta. Był zdziwiony, gdy pokazaliśmy mu, jak łatwo odczytać utajnione rzekomo adresy. – Pewnie jakiś gamoń to wklepywał – irytował się Chrzonstowski. I próbował sprawę zbagatelizować. – Będziecie to opisywać? Wszędzie szukacie sensacji. Co to za afera? Komu to przeszkadza – pytał. Ale poprosił sekretarkę, by połączyła go z głównym informatykiem Ratusza.
Wczoraj wieczorem adresy zniknęły z Internetu.