Po kompromitującym zdarzeniu były dyrektor lubelskiego oddziału Agencji Rynku Rolnego wciąż zasiada w Radzie Nadzorczej Zamojskich Zakładów Zbożowych
Czy jest to etyczne? - Nie mam najmniejszego wpływu na skład rady - usłyszeliśmy od jej przewodniczącego Dariusza Bogdana, na co dzień dyrektora Biura Teleinformatyki ARR w Warszawie. - Członkiem rady nadzorczej zostaje się z woli wspólników. O zmianie jej składu może zadecydować ich walne zgromadzenie (ARR jest jednym z dwóch wspólników ZZZ - red.) - powiedział Bogdan i odesłał nas do dyrektora Biura Nadzoru Spółek Kapitałowych ARR. Jego dyrektor Zdzisław Dziki był wczoraj nieuchwytny.
Przypomnijmy, że nocą 22 kwietnia Jan M. urządził sobie po pijanemu rajd ulicami Lublina. Gdy na ul. Kompozytorów Polskich spowodował kolizję służbową skodą z taksówką, zaczął uciekać, taranując po drodze trzy inne auta. Potem wjechał na parking i nie mógł go opuścić, bo wyjazd zablokowali koledzy poszkodowanego taksówkarza. Gdy przyjechała policja, naubliżał funkcjonariuszom i szarpał ich za służbowe uniformy. W związku z tym, że Jan M. nie chciał poddać się badaniu alkomatem, pobrano mu krew. Okazało się, że miał 2,2 promila alkoholu. Po tym kompromitującym zdarzeniu Jan M. zrezygnował z szefowania lubelską ARR, ale nie zaprzestał zasiadania w Radzie Nadzorczej ZZZ.
- Widać, że ktoś tylko czeka na to, bym zwolnił mu miejsce - powiedział nam b. dyrektor lubelskiej ARR. - Na razie nikt mnie nie odwoływał ze składu rady. Czy sam zrezygnuję? Nie wiem. Wydarzenie sprzed kilku tygodni popsuło mi życie. Do tej pory nie mogę sobie wytłumaczyć, jak mogło do tego dojść. (lew)