Wiceprezydent Włodzimierz Wysocki zdeklasował urzędników odpowiedzialnych w mieście za sport. Pokonał ich dziś w kajakowym wyścigu po Bystrzycy.
Bystrzyca była rajem dla kajakarzy już w dwudziestoleciu międzywojennym. Potem można było pływać jedynie na odcinku między Prawiednikami a Zalewem Zemborzyckim. Teraz miasto wraca do kajakarskich tradycji. Wczoraj Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji otworzył dla kajakarzy miejski odcinek Bystrzycy.
Trasa zaczyna się prze tamie nad Zalewem, a kończy przy Dworku Grafa. Na początku i na końcu spływu zamontowane są podesty, które ułatwiają wsiadanie i wysiadanie z kajaka. Są także dwa miejsca, w których trzeba wysiąść na brzeg i przenieść kajak: obok cukrowni i tuż za al. Unii Lubelskiej. Przystanek dla odpoczynku jest także przy Lubelskim Klubie Jeździeckim.
Przygotowania do uruchomienia trasy trwały od wiosny. Z dna rzeki zniknęły kamienie uniemożliwiające płynięcie kajakiem, a z brzegów koryta walające się śmieci. Przycięto także drzewa, które tarasowały drogę.
Ten ostatni wysunął się na prowadzenie już na początku trasy. Szmit chciał go doścignąć, ale Pidek natychmiast mu to odradził: - Panie dyrektorze, nie pan nie goni - krzyczał dyrektor widząc oddalającego się prezydenta. - Przecież nie o ściganie się chodzi - zauważył Szmit.
- Płynie się fantastycznie. Spokojny nurt, piękna przyroda dookoła - komentował na gorąco Wysocki. - Polecamy wszystkim mieszkańcom Lublina - podkreśla Szmit. - To znakomity sposób na popołudniowy albo weekendowy relaks. Nie wyjeżdżając z miasta można się świetnie odprężyć.