Złotówka za minutę – tyle kosztuje korzystanie z drugiego w Polsce systemu wypożyczania samochodu miejskiego. Na razie po ulicach Lublina jeździ pięć opli corsa, ale już w przyszłym tygodniu będzie 10 takich aut. Potem więcej
Mamy już w Lublinie rower miejski, teraz czas na miejskie auto. Pomyślała o tym prywatna firma. – W zasadzie system działa podobnie. Chodzi o wypożyczenie samochodu, aby w mieście przejechać z punktu A do punktu B. Koszt wypożyczenia wynosi 1 zł za minutę jazdy – mówi Sławomir Boguta z Lubelskiego Samochodu Miejskiego (LSM).
Nie jest to jednak jedyny koszt. – Pobieramy także opłatę aktywacyjną, czyli 149 złotych. Warunkiem przystąpienia do LSM jest wypełnienie formularza zgłoszeniowego oraz posiadanie prawa jazdy kat. B. Po weryfikacji danych użytkownika, jego konto zostaje aktywowane – dodaje Boguta.
W koszcie wypożyczenia mieści się paliwo, ubezpieczenie oraz opłaty za parkowanie w Lublinie. – Na razie jeździ pięć opli w ramach testów. W przyszłym tygodniu będzie już 10 aut – dodaje Boguta.
Koszty wypożyczenia są ściągane z konta użytkownika, doładowywanego przedpłaconą kartą – 20-, 50- lub 100-złotową. Opłaty z konta są pobierane automatycznie po każdym zakończonym wynajmie.
LSM działa podobnie do roweru miejskiego. Nie ma jednak stacji, auto można zostawić np. na parkingu przed sklepem. Jak go znaleźć? – Za pomocą naszej aplikacji w telefonie lub tablecie, a potem zgłosić telefonicznie konsultantowi chęć pożyczenia corsy. Wówczas konsultant zdalnie otworzy drzwi. Kluczyki będą w schowku. Przed rozpoczęciem jazdy prosimy o zapoznanie się ze stanem auta: czy nie ma obcierek, czy w środku jest czysto, jaki jest stan paliwa. Dlatego pierwsze dwie minuty są gratisowe – dodaje Adrian Dolecki z LSM.
Przez pierwsze dwa dni firma sprzedała 5 abonamentów, ale zainteresowanie jest duże. – Nasz profil na Facebooku polubiło kilkaset osób, a na forum wywiązała się ciekawa dyskusja – dodaje Dolecki. – Chciałbym podkreślić, że nie jesteśmy konkurencją dla taksówek, bo u nas każdy prowadzi sam – dodaje.
Szefowie LSM muszą kalkulować ryzyko związane z tą formą pożyczania auta. – Dlatego nasz pracownik przed rozpoczęciem jazdy prosi o raport dotyczący samochodu. Osoba, która np. zniszczyła tapicerkę, zostawiła po sobie śmieci, będzie obciążona kosztami naprawy lub sprzątania. Takie osoby trafią na „czarną listę” i już nigdy nie wypożyczą samochodu – dodaje Dolecki.
Car-sharing, bo tak nazywa się system wspólnego użytkowania samochodów osobowych, funkcjonuje w ponad 600 miastach na świecie. W Polsce działa już w Krakowie (100 samochodów), gdzie prywatna firma ubiegła miasto. Przymierzają się do niego Wrocław i Warszawa.
– Jest to usługa, która dopiero zaczyna się pojawiać na polskim rynku. Z pewnością ma duży potencjał rozwoju, zarówno w odniesieniu do użytkowników indywidualnych, jak i instytucjonalnych – ocenia Michał Jankowski, dyrektor biura Polskiego Związku Wynajmu i Leasingu Pojazdów. – Należy spodziewać się, że car-sharing szybko zdobędzie zwolenników. Tak jak w wielu innych krajach na świecie – dodaje.
To się opłaca
• Statystyki z rynku niemieckiego wskazują, że jeden pojazd car-sharingowy zastępuje nawet 19 samochodów prywatnych. Miastu pozwala to rozładować korki i odzyskać dla pieszych chodniki do tej pory zastawione przez auta.
• W Krakowie usługa rozliczana jest w dwóch taryfach: za wykorzystane minuty oraz przejechany dystans. Średni 10-minutowy kurs na dystansie 5 kilometrów kosztuje 9 zł – dwukrotnie mniej, niż przejazd taksówką.
Źródło: Traficar