Trójce pacjentów zostały przeszczepione organy od dawcy chorego na raka. Wszyscy zachorowali na nowotwór.
Dawcą był 19-letni Grzegorz G. z Ryk, który zachłysną się lekami i zmarł. Przed przeszczepem w szpitalu przeprowadzono wstępne badania wycinków tkanki dawcy. Okazało się, że prawdopodobnie ma on nowotwór grasiczek.
Według prokuratury Andrzej P. znał wyniki badań. Pomimo tego zakwalifikował organy do przeszczepu. Zataił też wyniki badań przed lekarzami operującymi biorców.
Kobieta, która otrzymała nerkę zmarła na raka. Zachorował też na niego biorca drugiej nerki. Pełne badania tkanki dawcy zostały przeprowadzone dopiero po przeszczepie. Okazało się, że był chory na jeszcze bardziej niebezpieczną formę nowotworu chłoniaka.
Andrzej P. został oskarżony o doprowadzenie do tego, że u żyjącego biorcy wystąpiła białaczka. W przypadku drugiego, prokuratura oskarżyła lekarza o nieumyślne spowodowanie śmierci.
- Oskarżony nie przyznał się - mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Wyjaśnił, że nie był poinformowany o tym, że dawca prawdopodobnie ma nowotwór. Prokuratura wyłączyła wątek dotyczący przeszczepienia wątroby od tego samego dawcy. Decyzję w tym przypadku podejmował inny lekarz, a biorca był w krytycznym stanie. er