Szpital Kliniczny nr 4 przy ul. Jaczewskiego w Lublinie wstrzymał przyjęcia chorych na nowotwory, wymagających chemioterapii. Co to oznacza dla pacjentów? - To wyrok - mówi prof. Franciszek Furmanik, kierownik Kliniki Chirurgii Klatki Piersiowej.
Chemioterapię dostaną w szpitalu wyłącznie te osoby, które już rozpoczęły kurację. Pozostali będą musieli czekać. Co to oznacza dla chorych na raka? - Odsyłanie chorego z rakiem płuc w kolejkę za kilka miesięcy po prostu nie wchodzi w rachubę. Jesteśmy jedyną Kliniką Chirurgii Klatki Piersiowej w regionie i powinniśmy przyjmować wszystkich potrzebujących leczenia pacjentów - mówi prof. F. Furmanik.
Ten sam problem dotyczy Kliniki Gruźlicy i Chorób Płuc, Kliniki Hematoonkologii i Kliniki Chirurgii Ogólnej. Tam również przekroczono limity.
- Kasa chorych płaciła za wszystkie chemioterapie, więc w latach poprzednich nie było problemu. Natomiast Narodowy Fundusz Zdrowia zapłacił nam za chemioterapię w pierwszym kwartale 339 tys. złotych, a wnioskowaliśmy o znacznie więcej - mówi Marian Przylepa. - Tymczasem my w tym czasie wydaliśmy na ten cel o ponad 600 tys. zł więcej. Dyrektor lubelskiego oddziału funduszu zapowiedział, że nie będzie płacił za pacjentów przyjętych ponad limit. Nie możemy więc dalej zadłużać szpitala.
Dr Tomasz Kwiatkowski z lubelskiego oddziału NFZ potwierdza, że problem chemioterapii jest w oddziale znany. Dodaje jednak, że musi być załatwiony na poziomie centralnym. - Dyrektor oddziału Adam Borowicz jest właśnie w Warszawie i rozmawia m.in. na ten temat - powiedział nam wczoraj. - Jestem przekonany, że sprawa będzie wyjaśniona jeszcze w tym tygodniu - kończy.
- Nie ma więc mowy o przyjmowaniu nowych pacjentów - stwierdza dyr. Przylepa. - I tak musimy zlikwidować sporą część łóżek, szykują się zwolnienia. Wiem, że podjąłem decyzję drastyczną, ale nie mam już wyboru. My chętnie leczylibyśmy wszystkich, bo mamy i wolne miejsca, i świetną kadrę, i dobre zaplecze diagnostyczne. Ale za nasze usługi musimy dostawać pieniądze.