O połowę mniej przeszczepów niż zwykle przeprowadzili w tym roku lubelscy chirurdzy.
Źle jest w jedynym, lubelskim ośrodku transplantologicznym. Tylko sześć nerek pobrali w tym roku lekarze od zmarłych dawców. Dwie zawieziono do warszawskich szpitali, cztery wszczepiono pacjentom, których wezwano do Lublina. Po operacji jest Anna Niezgoda z Nasielska. Czuje się dobrze. Jest szczęśliwa, że doczekała się nowej nerki. - Dializowałam się ponad 2 lata - cieszy się, że ta uciążliwość to już przeszłość. - Na nerkę czeka dużo młodych, aktywnych ludzi, którzy chcą żyć. Ta sytuacja z oskarżonym lekarzem i spadkiem liczby przeszczepów jest dla nich bardzo niekorzystna.
Zdaniem prof. Sławomira Rudzkiego, kierownika Kliniki Chirurgii i Transplantologii szpitala klinicznego nr 4 w Lublinie, sprawę Mirosława G. można było inaczej rozegrać. Tak, aby nie szkodzić całej transplantologii. - A tak, w tym roku nasza klinika wykonała o połowę mniej przeszczepów niż w latach ubiegłych - mówi. - Lekarze z terenu boją się zgłaszać potencjalnych dawców. A przecież system transplantologii jest czytelny i szczelny, a jakiekolwiek dwuznaczności nie wchodzą w grę.
Że dawców dramatycznie ubywa widać też po Centralnym Rejestrze Sprzeciwów "Poltransplant” w Warszawie. Każdy z nas może tam zastrzec, że nie chce, aby jego narządy po śmierci zostały przekazane do przeszczepu. W całym 2006 roku zarejestrowano 272 sprzeciwy. W tym już 383, w tym około kilkadziesiąt z naszego terenu.