Powód? Kolejne niedopatrzenie radnych, którzy uchwalili, że o pieniądze mogą starać się studenci, którzy mają średnią ocen co najmniej 4,8.
- Nie mam ani jednego egzaminu, a wszystkie zaliczenia kończą się wpisem "zal.”. Uczelnia nie może mi potwierdzić choćby jakimś osobnym dokumentem, że mam jakieś oceny, bo ich zwyczajnie nie mam - irytuje się Dominik Szulc, doktorant historii na UMCS. - A skoro nie mam ocen, to nie mam też średniej. A bez niej nie mogę złożyć wniosku o stypendium.
W takiej sytuacji są na UMCS doktoranci III i IV roku. Problem może dotyczyć ok. 100 osób, które studiują w tzw. starym trybie i nie mają wpisywanych ocen.
- Problem w tym, że nie zostały przewidziane żadne osobne kryteria dla doktorantów. W ich przypadku o uzyskaniu stypendium powinny decydować m.in. takie rzeczy jak liczba artykułów naukowych czy też udział w konferencjach - mówi Paweł Pachuta, przewodniczący Samorządu Doktorantów na UMCS. - Mamy nadzieję, że na przyszły rok zostanie opracowany szczegółowy regulamin wprowadzający zróżnicowane kryteria - dodaje.
- Rozmawiałem wcześniej z przedstawicielami doktorantów, omawialiśmy wszelkie niuanse programu stypendialnego, ale nikt nie zgłaszał mi tego problemu - zapewnia Marcin Nowak, miejski radny PO, autor uchwały stypendialnej. - Oczywiście, poprawki trzeba będzie nanieść, ale w tym roku jest już za późno, by zmieniać mechanizm przyznawania stypendiów. Swoją drogą dziwi mnie taki tryb studiów, gdzie nie są wystawiane oceny.
Na KUL nie ma doktorantów, którzy nie mieliby żadnych ocen. - Co najwyżej nie dostają ocen z seminarium, tylko zaliczenie - mówi Beata Górka, rzecznik uczelni. Oceniani sa też studenci z Uniwersytetu Przyrodniczego. - Taki problem u nas nie występuje - dodaje Monika Kalinowska, szefowa Rady Doktorantów Uniwersytetu Przyrodniczego.