Nie ma możliwości demontażu innego zakładu. Taką odpowiedź otrzymali dziś od zarządu Krajowej Spółki Cukrowej pracownicy cukrownii "Lublin”
- Zamiana naszego zakładu na inny, który już nie pracuje była jedyną szansa, żeby uratować cukrownię w Lublinie - mówi Grzegorz Ryczek z KOC. - Jesteśmy załamani, straciliśmy resztki nadziei. Upadł nasz ostatni argument. Co nam zostaje? Pilnować zakładu i szykować się do rozmów z zarządem KSC. Chcemy uratować przynajmniej centrum logistyczne, czyli silos, pakownię i terminal wysyłkowy. Ich wyburzenie byłoby katastrofą.
Podobne wieści przyszły dwa dni wcześniej z Brukseli. Posłowie Parlamentu Europejskiego, którzy wstawali się za naszą cukrownią do Komisji Europejskiej otrzymali odpowiedź, że nie ma możliwości odstąpienia od likwidacji.
Decyzja o zamknięciu lubelskiego zakładu zapadła w grudniu 2007 roku. Podjęły ją władze Krajowej Spółki Cukrowej. W lutym zaakceptowała ją Agencja Rynku Rolnego, a przypieczętowała Komisja Europejska. Likwidacji zakładu stanowczo sprzeciwił się Minister Skarbu, Minister Rolnictwa oraz parlamentarzyści z Lubelszczyzny. Okazało się jednak, że jest za późno na zmianę dokumentów.
- Przegraliśmy z czasem - mówił Krzysztof Żuk, wiceminister skarbu.
Załoga cukrowni wciąż prowadzi akcję protestacyjną. Cukrownicy nie wydają cukru i melasy oraz powstrzymują się od pracy. (MAG)