W ubiegłym roku w największych miastach rosły ceny mieszkań. Podwyżki były niewielkie, poza kilkoma wyjątkami. W Lublinie przeciętne stawki wzrosły aż o kilkanaście procent.
Do takich wniosków doszli analitycy Home Brokera i Open Finance, podsumowując ubiegły rok na rynku nieruchomości. Chociaż zanotowano niewielkie podwyżki, to generalnie eksperci obserwują stabilizację cen.
– Okres ten rozpoczął się latem 2013 r. i nadal trwa. W skali roku w większości badanych miast zanotowaliśmy wzrost cen, lecz w dwóch ważnych ośrodkach stawki rynkowe są dziś niższe niż 12 miesięcy temu: w Poznaniu i Warszawie – wylicza Marcin Krasoń, analityk Home Broker.
Po lekkim wzroście cen jesienią 2016 r., doszło do ich obniżenia do poziomu z lipca 2016 r., nadal jednak jest to o prawie 2,5 proc. więcej niż rok temu.
– Od dłuższego czasu na rynku mieszkaniowym obserwujemy wysoką aktywność zarówno strony popytowej, jak i podażowej – dodaje Krasoń. – Taki stan równowagi jest korzystny dla inwestorów, którzy nadal chętnie traktują mieszkanie jako lokatę kapitału bardziej atrakcyjną od bankowego depozytu czy obligacji skarbowych.
W Lublinie ceny w górę
Miesiąc temu obserwowano spadek średnich cen transakcyjnych w Poznaniu i Warszawie (odpowiednio o 3,3 i 3,1 proc.). W grudniu zmiana cen była podobna. W stolicy Wielkopolski jest taniej niż rok temu o 3,9 proc., a w Warszawie – o 2,4 proc. Są to jednak zmiany mieszczące się w zakresie wahań w okresie stabilizacji cenowej.
Na przeciwnym biegunie znalazły się Lublin i Łódź, gdzie w ciągu roku średnia cena transakcyjna wzrosła o kilkanaście procent. – Takie wahania cen zdarzają się na mniejszych rynkach nawet w okresie stabilizacji – wyjaśnia Krasoń. – Mniejsza niż w głównych aglomeracjach liczba transakcji sprawia po prostu, że o zmianę średniej jest łatwiej.
Warto też zwrócić uwagę na aktualne ceny transakcyjne w Gdańsku. Stawka 5603 za mkw. jest najwyższą od ponad 5,5 roku. Trójmiejski rynek jest atrakcyjny dla osób kupujących mieszkania inwestycyjnie.
Najdroższe duże miasto Polski to oczywiście Warszawa, gdzie za metr kwadratowy mieszkania trzeba obecnie zapłacić średnio 6992 zł. Warszawa to największy i najbardziej zróżnicowany rynek nieruchomości w Polsce. Jest ona też areną największej aktywności deweloperów, którzy dopatrują się sporej szansy zarobku w stolicy.
W 2016 r. deweloperzy oddali do użytkowania 78,5 tys. lokali mieszkalnych, co jest rekordowym wynikiem. Jeszcze nigdy na rynek nie trafiało tyle mieszkań.
– Liczba ta rośnie z miesiąca na miesiąc i wszystko wskazuje, że szybko się to nie zmieni, gdyż liczba rozpoczynanych budów i uzyskiwanych pozwoleń również utrzymuje się na wysokim poziomie – dodaje Krasoń.
Co w kredytach piszczy?
Wymaganie 20-proc. wkładu własnego stało się faktem. Co prawda mieszkanie można też kupić mając o połowę mniej, ale wtedy trzeba się przygotować na wyższe oprocentowanie. Jest to kolejna przeszkoda, którą należy pokonać chcąc kupić własne cztery kąty. Aby pokazać, z jakim problemem mamy do czynienia spójrzmy na konkretne liczby. Chcąc kupić 30-metrowe mieszkanie w Warszawie trzeba dysponować gotówką w kwocie minimum 40-45 tys. zł. Gdyby podobny lokal chcieć kupić w Poznaniu, Krakowie czy Wrocławiu konieczne jest posiadanie około 30-35 tys. zł gotówki, a w większości pozostałych miast wojewódzkich wymagana jest kwota 20-25 tys. zł.
– To najczęściej oznacza, że aby zebrać potrzebną kwotę, osiągając pensję na poziomie średnim i żyjąc oszczędnie, konieczne jest odkładanie kapitału nawet przez kilkanaście lat – szacuje Bartosz Turek, analityk Open Finance.
Nie zmienia to jednak faktu, że styczeń był bardzo gorącym okresem na rynku mieszkaniowym. Pomimo wprowadzenia nowych obostrzeń, Polacy bardzo chętnie kupowali mieszkania. W styczniu uruchomiono bowiem kolejne środki na dopłaty do kredytów hipotecznych z programu Mieszkanie dla Młodych.
– Dzięki temu, tylko w styczniu złożono wnioski kredytowe mające pozwolić na zakup nieruchomości wartych ponad 3 miliardy złotych – wynika z szacunków Open Finance. Kolejne miesiące będą jednak raczej mniej spektakularne.
– W styczniu wyczerpane zostały pieniądze na dopłaty z puli roku 2017, a ponadto coraz poważniej mówi się o mających nadejść podwyżkach stóp procentowych – wyjaśnia Turek. – Jeśli do nich dojdzie, kredyty zaczną drożeć.
Prezes NBP wielokrotnie sugerował, że do takich zmian może dojść w 2018 roku, lecz rynek spekuluje, że podwyżki mogą nadejść wcześniej. Zdaniem analityków, rata kredytu zaciągniętego na 30 lat i 300 tys. zł, może wzrosnąć z obecnych 1520 zł miesięcznie do 1700 zł miesięcznie.
Źródło: Home Broker