Mateusz ma 12 lat. Jego największym marzeniem jest życie. Dostanie je od taty, który odda mu swoją nerkę. Jednak nie wszyscy mają tyle szczęścia.
Lekarze stwierdzili, że jest tylko jedno wyjście - przeszczep. - Kolejka w Centralnym Rejestrze Biorców jest strasznie długa. Nie mogliśmy czekać. Dlatego postanowiłem zostać dawcą - mówi tata Mateusza. Teraz przechodzi właśnie badania sprawdzające przydatność jego nerki do przeszczepu.
Na Lubelszczyźnie najwięcej chorych czeka właśnie na nerki. Dostać je, tak jak każdy inny organ, jest bardzo trudno. Każdy, kto potrzebuje jakiegoś narządu trafia na centralną listę biorców. W momencie, gdy pojawia się dawca, z listy potrzebujących wybierana jest pierwsza osoba. Warunkiem otrzymania narządu jest między innymi zgodność grup krwi dawcy i biorcy.
Dawcą może zostać każdy. - Nerki, serce, płuca, trzustkę można pobrać od osoby zmarłej, kiedy zostały już wyczerpane wszystkie możliwości leczenia i u której stwierdzono komisyjnie śmierć mózgową - tłumaczy dr Jarosław Czerwiński z Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego "Poltransplant”, zajmującego się transplantacjami.
Narządy i tkanki do przeszczepienia pobiera się ze zwłok osób, które za życia nie wyraziły sprzeciwu na pobranie. - W naszym prawie istnieje domniemana zgoda na przeszczep - wyjaśnia docent Sławomir Rucki z Państwowego Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie.
Jeśli ktoś nie chce, aby po śmierci jego narządy były przekazywane komuś innemu, musi to wyraźnie zaznaczyć dzwoniąc do "Poltransplantu”. Można też nosić przy sobie karteczkę, na której napisane powinno być, że jesteśmy przeciwni przeszczepom.
Niestety, coraz więcej Polaków nie zgadza się na wykorzystanie ich narządów po śmierci. Często transplantację uniemożliwiają rodziny zmarłych. - Ludzie nie zdają sobie sprawy, że mogą ocalić czyjeś życie - mówi docent Rucki
Być może sytuacja wkrótce się zmieni. Zwłaszcza, że do takiej ofiarności przekonuje arcybiskup Józef Życiński. W kościołach rozdawano formularze, których wypełnienie oznacza zgodę na przekazanie narządów komuś potrzebującemu. Podczas spotkania z lekarzami arcybiskup ganił medyków, którzy lekceważą ten problem. - Łatwiej podpisać akt zgonu, niż podtrzymywać akcję serca i czekać na potwierdzenie śmierci mózgowej - stwierdził. •