Nauczyciel albo wykładowca w stanie wskazującym na spożycie powinien być obowiązkowo zbadany alkomatem - domaga się od rządu stowarzyszenie z Lublina. Pedagodzy są oburzeni. - Szkoły, to nie izby wytrzeźwień.
Dlatego stowarzyszenie domaga się obowiązkowego badania alkomatem nauczycieli i wykładowców, wobec których istnieje "uzasadnione podejrzenie”, że są pijani. Jak miałoby to wyglądać w praktyce? Nie wiadomo, gdyż wiceprezes Szajner nie odbierał wczoraj telefonu.
Środowisko uczelniane jest zbulwersowane pomysłem. - To jakieś kretyństwo! Nie róbmy z uczelni izby wytrzeźwień - oburza się prof. Marek Opielak, prorektor Politechniki Lubelskiej. - Idąc tym tropem, powinniśmy postawić alkomaty w szpitalach, a nawet przedszkolach. Przecież tam też jest ryzyko, że ktoś przyjdzie do pracy pod wpływem alkoholu.
- Czemu środowisko akademickie ma być wyróżnione? Może rozszerzmy ten pomysł na wszystkie instytucje publiczne, włącznie z rządowymi? - komentuje prof. Janusz Wiśniewski, prorektor Akademii Rolniczej w Lublinie.
Joanna Kulesza, rzecznik Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego zauważa: Takie kwestie precyzuje prawo pracy. Rektor, jako pracodawca, w uzasadnionych przypadkach może wezwać policję, by zbadała ewentualną obecność alkoholu we krwi swoich podwładnych - przypomina.
Podobnego zdania jest lubelski kurator oświaty. - Szkoła jest jak każda inna firma - mówi Lech Sprawka. - Żaden pracownik nie ma prawa przychodzić do pracy pijany.
Co o pomyśle sądzą studenci? - Idea nie jest zła - mówi Justyna Stępniak, przewodnicząca Samorządu Studentów UMCS. - I choć ja nie spotkałam się z przypadkiem pijanego wykładowcy, to nie można wykluczyć, że takie się zdarzają.
Lubelska kuria, do której także został wysłany list nie chce komentować kontrowersyjnego pomysłu.