Kolejna afera w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie: Wyparowała część pieniędzy przeznaczonych na pensje personelu.
Dyrektor oskarżył o kradzież 27 tys. zł kasjerkę i wyrzucił ją z pracy. To kolejna afera finansowa w DSK. Prokuratura od miesięcy sprawdza, dlaczego szpital kupował drobny sprzęt bez przetargów
Jak to możliwe, że przez kilka miesięcy nikt nie zauważył braku pieniędzy? Dyrektor nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Ale zapewnia, że pracownicy nie muszą się obawiać o terminowe wypłaty poborów.
Dziecięcy szpital nie ma szczęścia do finansów. To już kolejna afera, która wstrząsa placówką. Pod koniec ubiegłego roku Dziennik opisał skandal, jaki tam wybuchł przy okazji zakupów drobnego sprzętu - strzykawek, cewników, kieliszków do podawania leków. Kupowano je bez przetargów, po zawyżonych cenach i tylko w jednej hurtowni. Dyrektor twierdził, że tryb przetargowy nie był konieczny, ponieważ wartość zakupów nie przekraczała nigdy 6 tys. euro (24 tys. zł).
Chociaż zawyżone faktury przedkładane przez hurtownię były akceptowane przez dyrekcję szpitala, Szarecki tłumaczył, że codziennie podpisuje stosy dokumentów, więc mógł czegoś nie zauważyć. W sierpniu ubiegłego roku zawiadomił prokuraturę i o wszystko oskarżył kierownika zaopatrzenia Marka Krzyżanowskiego. Sprawą zajęła się także Najwyższa Izba Kontroli.
- Trwa dochodzenie. Na razie prowadzone jest w sprawie - usłyszeliśmy wczoraj w Prokuraturze Rejonowej-Północ w Lublinie.
- Kontrola jest wielowątkowa i rozwojowa - dodaje Marian Cichosz, dyrektor Delegatury NIK w Lublinie.