Uniwersytet ma przywrócić Sabinę Bober do pracy na dotychczasowych warunkach i pokryć koszty procesu – orzekł dziś lubelski sąd. To finał głośnej sprawy, którą opisywaliśmy od wielu miesięcy.
Kobieta twierdzi, że w styczniu 2010 r. mężczyzna ją popychał, uderzył pięściami w plecy i szarpał. Potem miał ją szykanować w pracy. Sprawa jest w sądzie. A uczelnia wszczęła postępowanie dyscyplinarne, które zostało zawieszone na czas sprawy sądowej.
Latem ub. roku dr Sabina Bober została zwolniona z uczelni. Uniwersytet od początku utrzymywał, że zwolnienie Bober i jej konflikt z prof. K. nie miały związku. A kobieta otrzymała wypowiedzenie jedynie z powodu braku godzin dydaktycznych, które mogłyby zostać jej powierzone. Dr Bober była innego zdania. Dlatego skierowała do sądu pracy pozew o przywrócenie do pracy.
Sąd najpierw dał stronom czas na ugodę. KUL zaoferował kobiecie zmianę warunków zwolnienia – z wypowiedzenia umowy z wyłącznej winy pracodawcy na zwolnienie za porozumieniem stron. Chciał też wypłacić jej wynagrodzenia za dwa dodatkowe miesiące. – Ta propozycja jest śmieszna – skwitowała na naszych łamach dr Bober.
Wraca do pracy na KUL
Podkreślała, że zależy jej nie na pieniądzach, tylko na powrocie do studentów. I zapowiedziała, że czeka na rozstrzygnięcie sądu.
To zapadło dziś. Lubelski sąd zdecydował o przywróceniu dr Bober do pracy na poprzednich warunkach. KUL ma też pokryć koszty procesu. Sąd uznał, że dałoby się znaleźć dla niej godziny dydaktyczne. Więc to nie mogło być powodem zwolnienia.
– Oczywiście, że godziny są. Od początku tak twierdziłam – podkreśliła tuż po wyjściu z sądu dr Sabina Bober. – W moim instytucie jest ponad 600 nadgodzin, do obsadzenia których należałoby zatrudnić nie jedną, ale kilka osób.
– Satysfakcja? Ogromna – komentuje dzisiejszy wyrok dr Sabina Bober. – I że udało się wygrać, i że wrócę do pracy, do studentów. Już miałam kilka telefonów z gratulacjami i pytaniami, kiedy wrócę. Musimy poczekać na uprawomocnienie wyroku. A potem uczelnia nie będzie miała wyjścia – w ciągu 7 dni będzie musiała mnie przywrócić do pracy.
Czy nie obawia się powrotu na uniwersytet po procesie, który mu wytoczyła? – Żeby teraz coś na mnie znaleźć, trzeba by chyba podłożyć mi broń albo narkotyki – odpowiada kobieta.
A pracy w jednym instytucie z prof. Janem K.? – On mnie zupełnie nie interesuje – podkreśla dr Bober. – Wracam do studentów. Oni są najważniejsi. Czeka mnie też habilitacja, którą zamierzam dokończyć jeszcze w tym roku.
KUL nie komentuje
– Nie komentujemy wyroku do momentu, kiedy otrzymamy jego uzasadnienie – ucina Katarzyna Bojko z biura prasowego KUL.