Kilka tysięcy złotych co miesiąc to interesująca propozycja. Lubelski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia szuka lekarzy do pracy w dziale kontroli. Chociaż pensja urzędnika NFZ jest większa od lekarskiej w publicznej służbie zdrowia, chętnych nie ma.
Ale praca w funduszu wymaga ograniczeń. Lekarz, który się na to zdecyduje, nie może dorobić w swoim zawodzie. Obowiązuje go zakaz pracy w szpitalach i przychodniach mających kontrakt z NFZ. A także zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, czyli prywatnych gabinetów. A właśnie z prywatnej praktyki wielu lekarzy żyje, zarabiając w nich niemałe pieniądze. - Na etacie w szpitalu to ja mam około 1500 zł - mówi ginekolog z lubelskiego szpitala. - Żyję z prywatnego gabinetu. Przyjmuję trzy razy w tygodniu. Wizyta kosztuje u mnie 70 złotych.
Zakazy wprowadziła ustawa, która weszła w życie w ubiegłym roku. Lekarze dotychczas pracujący w NFZ musieli wybierać: albo lekarz albo urzędnik. Większość postawiła na zawód medyka i odeszła z funduszu. A z uzupełnieniem braków kadrowych NFZ ma teraz problem.
Co na to samorząd lekarski? - Przepisy mówiące o tym, kto może pracować w funduszu zdrowia są nieżyciowe - uważa Jerzy Jakubowicz, rzecznik Okręgowej Izby Lekarskiej w Lublinie. - Jeżeli lekarz popracuje w funduszu 5 lat, traci prawo wykonywania zawodu. Musi od nowa się o nie starać. To jedna przeszkoda. Druga to brak możliwości dorobienia w praktykach lekarskich, z których lekarze nie chcą rezygnować.