Chociaż wypalanie liści jest zabronione, ludzie nic sobie z tego nie robią. I spalają całe stosy na posesjach domków jednorodzinnych oraz działkach, szkodząc innym. Podczas spalania wytwarzają się trujące substancje powodujące zasłabnięcia, a nawet śmierć.
Dr Teresa Stelmasiak, alergolog przyznaje, że dym może szkodzić. – Podrażniać oskrzela, wywołać kaszel, atak astmy. Wracałam niedawno z Kazimierza do Lublina. Dym z płonących liści unosił się grubą warstwą nad szosą. Wdzierał się do samochodu.
– Wypalanie liści jest zabronione ustawowo, ponieważ jest szkodliwe dla zdrowia, a zwłaszcza dróg oddechowych – dodaje Marian Stani, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta. – W wyniku półspalania, bo nawet nie spalania, wydzielają się trujące dioksyny. Trzeba poprosić firmy odbierające śmieci,
by zabierały także worki z liśćmi. A działkowicze mogą ten problem sami rozwiązać. Trzeba wykopać w ziemi dołek, wsypać liście i przykryć ziemią. Powstanie kompost, który można wykorzystać do nawożenia działki.
Jeszcze w tym roku urzędnicy przedstawią Radzie Miasta projekt uchwały dotyczącej gospodarowania odpadami zielonymi, która ureguluje także kwestię spalania liści.
Na razie Straż Miejska, która powinna ścigać wypalaczy, nie kwapi się do tego. – Wypalanie liści jesienią, a ściernisk wiosną, to taki polski, niepisany zwyczaj – bagatelizuje Waldemar Wieprzowski, komendant Straży Miejskiej. – Ale będziemy z tym walczyć. Ponieważ wypalanie grozi pożarem i jest szkodliwe dla środowiska, będziemy wlepiać mandaty do 500 zł.