Dyrektor zamknął się na klucz w gabinecie, a kiedy policja chciała go przebadać alkomatem, wyskoczył przez okno. – Nic podobnego. Dałem dyla drzwiami – broni się dyrektor.
Policja potwierdza tę wersję. – Nasz oficer zawiadomił MOPR, a policjanci pojechali do Domu Dziecka – mówi Kamil Kowalik, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. – Najpierw powiedziano im, że uczestnicy imprezy już wyszli. Ale okazało się, że są. Policjanci chcieli zbadać alkomatem dyrektora, ale ten zamknął się na klucz w gabinecie. Kiedy otworzono drzwi, gabinet był już pusty, bo dyrektor wyskoczył przez okno.
Wszystkiemu przyglądały się mieszkające w domu dzieci. Według nich to nie pierwszy taki przypadek. – Dyro taki już jest – mówi jeden z chłopców.
Ale dyrektor twierdzi, że to spisek. – To były tylko imieniny koleżanki. Przy kawie – tłumaczy. – Ja przecież muszę integrować się z pracownikami. Nie piliśmy żadnego alkoholu.
• To dlaczego nie otworzyliście drzwi od razu, kiedy zapukali policjanci?
– Bo myśleliśmy, że to któryś z wychowanków żartuje sobie z nas. Potem przecież otworzyliśmy.
• Ale uciekł pan przez okno przed policją.
– Nie przez okno. Dałem dyla drzwiami. Może policjanci nie zauważyli. Nie bałem się badania alkomatem, bo ja nie piję. Nie pozwala mi na to zdrowie. O mało nie dostałem zawału z nerwów.
• Nie czuje się pan winny?
– Nie. Ktoś chce mnie upokorzyć. Całe życie pracowałem na swoją twarz. A teraz chcą mi ją zedrzeć. Jedna z pracownic, która mnie oskarża, dostała w tym roku naganę.
Zwierzchnicy dyrektora Domu Dziecka niechętnie komentują sytuację. – Ustalamy okoliczności środowego zdarzenia – mówi Anna Pawlak, zastępca dyrektora MOPR. – Potem zdecydujemy jakie podjąć kroki. Ale moim zdaniem taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Mieliśmy różne skargi na dyrektora tego Domu Dziecka, ale takiej jak ta, jeszcze nigdy.
Jakie skargi? Tego dyrektor Pawlak nie chciała powiedzieć. – To niepotrzebna sensacja. Na razie macie jedną sprawę. Po co wracać do innych?