Dyrektorka podstawówki, w której miała zostać zgwałcona 12-letnia dziewczynka, złożyła w Urzędzie Miasta dodatkowe wyjaśnienia. Tymczasem sąd rodzinny właśnie rozpoczął postępowanie wyjaśniające w całej sprawie.
Oddzielne postępowanie prowadzi Urząd Miasta. Jak pisaliśmy kilka dni temu, Ratusz (który o wszystkim dowiedział się z mediów) wezwał ją do przedstawienia wyjaśnień w trybie pilnym. Dyrektorka przedstawiła je w ub. tygodniu.
Napisała, że szkolny monitoring nie zarejestrował zdarzenia, o którym mówi 12-latka. Ta zeznała w prokuraturze, że do gwałtu miało dojść we wrześniu w jednej ze szkolnych toalet (miała być do niej wciągana "na siłę”). Wspomniała też o zaroślach przed szkołą. A jako sprawców gwałtu wskazała na trzech uczniów ze starszej klasy.
Tyle, że – jak napisała dyrektorka – wskazani chłopcy się nie znają (nie chodzą nawet do jednej klasy). A jednego z nich w dniu zdarzenia nie było w szkole. Zdaniem dyrektorki rozmowy z uczniami i nauczycielami oraz analiza nagrań z monitoringu nie dają podstaw, by sądzić, że do gwałtu doszło na terenie szkoły. Dlatego nie powiadomiła o sprawie ani Urzędu Miasta, ani Kuratorium Oświaty.
Wyjaśnienia dyrektorki nie zadowoliły Ratusza. Urzędnicy poprosili ją o ich uzupełnienie w pilnym trybie. Tak się stało.
Dyrektorka napisała, że nie poinformowała o sprawie urzędu, bo "nie miała formalnego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa na dziewczynce”. Za takie nie uznała nawet wizyty w szkole policjantów.
Jak udało nam się dowiedzieć, urzędnicy Ratusza uważają, że powinni być o sprawie poinformowani. Dlatego dyrektorkę czeka kara.
Wyjaśnienia dyrektorki trafią teraz na biurko wiceprezydenta miasta Włodzimierza Wysokiego. Gdy ten się z nimi zapozna, zapadnie decyzja, jakie konsekwencje poniesie ich autorka. W grę wchodzi m.in. kara dyscyplinarna, np. upomnienie.