Urodziły, wyszły ze szpitala i nie wróciły po dzieci. Trzy porzucone noworodki przygarnął w ostatnich dniach SPSK nr 1 w Lublinie,
po jednym SPSK nr 4 oraz Szpital Ginekologiczno-Położniczy. Na adopcję maluchy będą czekały kilka miesięcy.
– Dwa noworodki to wcześniaki. Jednego urodziła cztery tygodnie temu Ukrainka, drugiego Białorusinka. Obydwa wymagają intensywnej opieki medycznej – mówi dr Henryka Oleszczuk, ordynator oddziału neonatologii Kliniki Położnictwa i Patologii Ciąży SPSK nr 1. – Matką trzeciego jest młoda, samotna Polka. Jej ciąża była donoszona. Dziecko jest zdrowe.
W SPSK nr 4 przebywa jeden opuszczony noworodek. – W ubiegłym roku na 2,5 tys. porodów sześć kobiet zostawiło nam dzieci – dodaje prof. Jan Oleszczuk, kierownik Kliniki Położnictwa i Perinatologii tego szpitala.
Matki były w różnym wieku. Jedna, studentka, miała dopiero 19 lat. Pozostałe to mężatki pochodzące ze wsi. Dla 39-latki była to druga ciąża, dla 28-latki trzecia, dla 41-latki piąta.
Sierotą opiekuje się też Szpital Ginekologiczno-Położniczy przy ul. Lubartowskiej. Kobieta, która zostawiła tam dziecko, jest mężatką.
– W ubiegłym roku ok. 10 rodzących powiedziało, że nie może zabrać potomstwa – mówi dr Maria Migielska-Wołyniec, ordynator oddziału noworodków. – Z różnych powodów. Nie zawsze materialnych. Jedna z kobiet była dobrze sytuowana. Ciąża przydarzyła się jej podczas wakacji. Ojciec dziecka za granicą, a ona z planami zawodowymi.
Chociaż kobiety mają do 6 tygodni, aby zrzec się praw do dziecka, szpitale od razu powiadomiły ośrodek adopcyjny. Ten szuka już dla dzieci miejsca w tzw. pogotowiach rodzinnych. Pogotowia tworzą zwykłe rodziny, w których dziecko przebywa do roku. – Do czasu zakończenia procedury adopcyjnej i znalezienia dla dziecka nowych rodziców – wyjaśnia Danuta Olucha z Ośrodka Adopcyjnego w Lublinie.
W Lublinie są trzy pogotowia rodzinne. Barbara Drozdek wraz z mężem i dwójką własnych dzieci tworzy jedno z nich. W tej chwili rodzina wychowuje trzy porzucone dziewczynki. – W sumie zaopiekowaliśmy się już 24 dziećmi – mówi pani Barbara. – Dlaczego? Jest tyle nieszczęścia na świecie. Traktujemy je jak własne. Gdy mąż wraca po pracy do domu, wszystkie całuje na dobranoc.
Dziecko, które jest w pogotowiu rodzinnym, mogą odwiedzać rodzice zakwalifikowani do adopcji. – Przychodzą, kąpią je, karmią – mówi pani Barbara. – Ważne jest, aby dziecko przyzwyczaiło się do ich głosu, zapachu. Kiedy pewnego dnia zabierają dziecko na zawsze, nam łzy się w oczach kręcą.