Oficjalnej nazwy nie może się doczekać staromiejski plac zwany dotąd „placem przed Teatrem Andersena”. Od czasu wyprowadzki teatru nie bardzo wiadomo jak nazywać to miejsce. Na rozwiązanie problemu zgadza się przeor klasztoru, do którego należy plac.
Bezimienność placu to rzeczywiście błahostka, ale dla niektórych bywa kłopotliwa. Zwłaszcza dla organizatorów imprez kulturalnych, którzy głowią się jak pokierować gości we właściwe miejsce. Zamiast „przed Teatrem Andersena” koncerty i potańcówki Jarmarku Jagiellońskiego odbyły się w tym roku „przy klasztorze oo. dominikanów”, a chodziło wciąż o ten sam plac z rozległym widokiem na Lublin. Na odsyłanie przed „dawny teatr” postawili zaś organizatorzy Carnavalu Sztukmistrzów.
Problemu by nie było, gdyby Rada Miasta nazwała to miejsce, ale tego nie zrobiła, więc użytkownicy placu nieoficjalnie „pożyczali” dla niego nazwę od pobliskiego teatru. Jednak teatru już tu nie ma, a na oficjalną nazwę na razie się nie zanosi.
– Teren prywatny nie może mieć nadanej nazwy z inicjatywy Urzędu Miasta – twierdzi Joanna Bobowska z biura prasowego w lubelskim Ratuszu.
Teren rzeczywiście nie jest własnością miasta, ale klasztoru oo. dominikanów. – Dla nas to jest plac Dominikański – mówi o. Grzegorz Kluz, przeor klasztoru. Deklaruje, że jeśli rada zechce nazwać plac, to zgodzi się na nazwę „Dominikański”. – Jak najbardziej.
Pomysł na nazwanie placu pojawił się już sześć lat temu, gdy grupa radnych PiS chciała nadać mu imię o. Alberta Krąpca, dominikanina, wieloletniego rektora KUL. Do Rady Miasta trafił nawet projekt takiej uchwały, ale został wycofany, bo jego autorzy nie mieli pisemnej zgody klasztoru i ostatecznie imię Krąpca nadano placowi u zbiegu Radziwiłłowskiej i Staszica.
Więcej bezimiennych
Skwer koło klasztoru nie jest jedynym miejscem, które nie doczekało się oficjalnej nazwy. Jest tak choćby z tzw. wiaduktem Poniatowskiego, który zwany tak tylko zwyczajowo. Nazwy tej nie usankcjonowały ani poprzednie, ani obecne władze miasta.
– Prezydent występuje z inicjatywą nadania nazw przede wszystkim w przypadku nowych obiektów czy ulic ze względów administracyjnych, na przykład dla wyznaczenia punktów adresowych – tłumaczy Joanna Bobowska z Urzędu Miasta.
Mimo to są w Lublinie miejsca, które nazwano, choć nie ma tam żadnych adresów. To np. staromiejski Zaułek Hartwigów i Zaułek Władysława Panasa, most 700-lecia Lublina, most Witolda Lutosławskiego i bulwar Stanisława Zalewskiego.