9 czerwca Jan Paweł II w ramach trzeciej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II gościł w Lublinie. Ten dzień wspomina wieloletni fotoreporter Sztandaru Ludu i Dziennika Wschodniego Jacek Mirosław, który jako jedyny lubelski dziennikarz z bliska relacjonował to wydarzenie.
To nie był tylko jeden z kolejnych dni w pracy, ale ogromne przeżycie. Czegoś takiego nie zapomina się do końca życia. Zostać akredytowanym na to wydarzenie było bardzo trudno. Ja jako jedyny w Lublinie miałem akredytację tak zwaną „pół-zerowy”. Oznaczało to, że mogłem być wszędzie, od samego początku.
Były dwa odkryte samochody, którymi jeździli zagraniczni dziennikarze i operatorzy kamer. Miałem miejsce w jednym z nich. Najpierw na terenie dawnego obozu zagłady na Majdanku czekaliśmy na przylot śmigłowca. Udało mi się zrobić z daleka zdjęcie, jak papież z niego wysiada. Następnie przeszedł piechotą w naszą stronę i zatrzymał się przy grupce byłych więźniów obozu i pracowników muzeum. Zrobiłem dwa-trzy zdjęcia na tle tych ludzi.
W czwartek z Dziennikiem Wschodnim bezpłatny dodatek „Lubelskim szlakiem św. Jana Pawła II. 103. rocznica urodzin”. Do kupienia w kioskach i salonach prasowych, albo jako e-wydanie.
Tymi samochodami zostaliśmy przewiezieni na parking przy mauzoleum. Jan Paweł II dotarł tam pieszo z towarzyszącymi mu ludźmi. Przygotowany był tam klęcznik, a po jego obu stronach liny. Stali za nimi dziennikarze, którzy mieli akredytacje tylko na to miejsce. Zostaliśmy tam wpuszczeni na chwilę, kiedy papież się modlił. To tu udało mi się zrobić portret ojcu świętemu z najbliższej odległości.
Później byłem jeszcze blisko pod katedrą. Wyruszyliśmy w kolumnie. Wysiedliśmy z samochodów na placu Katedralnym i znowu mogliśmy podejść nieco bliżej. Tu mogliśmy już zobaczyć tłumy, bo o ile spotkanie na Majdanku miało charakter zamknięty, to na trasie przejazdu Jana Pawła II licznie witali mieszkańcy Lublina. Trzeba wspomnieć, że miasto przez cały dzień było wtedy zamknięte, w wielu miejscach był wstrzymany ruch, nie można było się swobodnie przemieszczać. Gdyby nie ta akredytacja, nie byłbym w stanie tego dnia przedostać się z miejsca na miejsce.
Pamiętam, że starałem się robić zdjęcia tak, żeby było widać, że to jest Lublin. Brama Krakowska, Krakowskie Przedmieście... Mam sporo takich obrazków. Potem przejechaliśmy na Katolicki Uniwersytet Lubelski. Tam, na dziedzińcu była przygotowana zwyżka dla dziennikarzy. Ale była zajęta przez fotoreporterów, którzy przyjechali wcześniej, bo mieli akredytacje tylko na to wydarzenie. Niektórzy podostawiali sobie drabinki. Nie miałem jak tam wejść, bo nawet gdybym miał swoją drabinkę, to nie było już więcej miejsca. Wszedłem więc do budynku z myślą, że zrobię zdjęcia z wychodzących na dziedziniec okien na pierwszym piętrze. Były zamknięte, ale kiedy juz sytuacja się uspokoiła, ktoś przyszedł i je otworzył. Później była msza na Czubach. Ludzi było tyle, że dzisiaj trudno jest to sobie wyobrazić. Teraz ten teren jest zabudowany, ale wtedy wszędzie było pusto.
Miałem ze sobą trzy aparaty canon, w tym jeden pożyczony. W każdym z nich miałem czarno-białą kliszę. Trochę żałuję, że nie wziąłem chociaż jednej kolorowej, ale takie były wtedy wymagania do gazety. Dlatego mam tylko czarno-białe zdjęcia, ale dzięki temu mają one swoją wymowę.
Bez wątpienia, było to dla mnie duże przeżycie. Fotografowałem wcześniej wiele różnych wydarzeń, wizyty najważniejszych dostojników. Ale to było najważniejsze i największe z nich, coś zupełnie innego. Ze wszystkich osób, które w tamtych czasach mogły pojawić się w Polsce, przyjechał do nas najważniejszy człowiek na świecie...