ABW szuka siedmiu ołowianych pojemników z izotopem kobaltu. Radioaktywne materiały znajdowały się na terenie nieczynnej Odlewni "Ursus” w Lublinie. Ich brak odkryła Państwowa Agencja Atomistyki podczas rutynowej kontroli. Nie wiadomo, kiedy i kto je zabrał.
– Pojemniki pochodzą z lat 80. – mówi Monika Skotniczna z Centrum do spraw Zdarzeń Radiacyjnych Państwowej Agencji Atomistyki. – Jeśli ktoś wszedł w posiadanie takiego źródła promieniowania to lepiej, żeby nie próbował ich otwierać – ostrzega Skotnicza.
– Izotop może być groźny dla tego, kto go wyjmie z pojemnika i dla wszystkich osób z otoczenia. Długotrwałe promieniowanie może doprowadzić do zmian w ludzkich komórkach – tłumaczy prof. Stanisław Chibowski z Zakładu Radiochemii i Chemii Koloidów lubelskiego UMCS.
Jaki może być zasięg promieniowania? – Nie wiemy, jaka jest aktywność zaginionego materiału. Ale może to być od kilku do kilkunastu metrów – mówi profesor.
Kobalt w Ursusie służył do prześwietlania odlewów w celu wykrycia wad.– W 2005 roku, kiedy zostałem syndykiem, zleciłem specjalistycznej firmie szukanie materiałów radioaktywnych – mówi Dariusz Warda, syndyk odlewni "Ursus”. – To, co zostało znalezione, poddano utylizacji.
Nie udało się wówczas sprawdzić zawartości betonowych zbiorników, które dziś są już w prywatnych rękach.
Sprawę zaginionych pojemników lubelska policja natychmiast przekazała Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. ABW nie chce jednak zdradzać, na jakim etapie jest postępowanie. – Prowadzimy czynności zmierzające do wyjaśnienia tej sprawy – informuje Paweł Tatarczak, rzecznik delegatury ABW w Lublinie.
Sama Agencja Atomistyki ma pewne podejrzenia. – Zakładamy, że pojemniki zostały wywiezione – mówi Skotniczna.
Lubelscy urzędnicy o sprawie dowiedzieli się z mediów. – Informacja o zaginięciu radioaktywnych materiałów do nas nie dotarła. Nie wiedzieliśmy, że na terenie odlewni były takie pojemniki. Był tam likwidator i nie mieliśmy prawa tego kontrolować – mówi Wiesław Piątkowski, zastępca dyrektora Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta w Lublinie.
Wieczorem portal gazeta.pl poddał pod wątpliwość istnienie pojemników z kobaltem. Możliwe, że sprawę wywołał bałagan w papierach – podał portal gazeta.pl.
Powstała w latach 1979-1986. Był to jeden z największych zakładów tego rodzaju w Europie. W latach 90. okazało się, że odlewnia nie przynosi oczekiwanych zysków i popadła w gigantyczne długi.
W 1999 roku, mimo rozpoczętej prywatyzacji, zapadła decyzja o likwidacji. W 2004 r. odlewnię żeliwa kupił Piotr Baduchowski.
Zapłacił za gigantyczną fabrykę zaledwie 300 tys. zł. Afera wokół odlewni wybuchła, gdy okazało się, że Baduchowski tnie stalowe elementy hali, sprzedaje je, ale nie płaci swoim wierzycielom. W 2005 roku sąd ogłosił upadłość, a sprzedażą majątku Ursusa zajął się syndyk.