Mówił, że już przeprosił. I że może dać 10 tys. zł. Sąd uznał, że musi zapłacić osiem razy więcej. Do pójścia w ślady poszkodowanej zachęca ofiary gwałtów fundacja Centrum Praw Kobiet.
23-latka padła ofiarą gwałciciela jesienią 2007 roku. Spóźniła się na autobus do domu. Zatrzymała przejeżdżający samochód. Po pewnym czasie kierowca zjechał w ustronne miejsce i grożąc nożem zgwałcił bezbronną kobietę.
Policjanci szybko schwytali przestępcę. Dostał wyrok: cztery lata więzienia. Wtedy jego ofiara wystąpiła z pozwem cywilnym. Domagała się 120 tys. zł zadośćuczynienia za doznane krzywdy. Mężczyzna deklarował, że zapłaci tyko 10 tys. zł.
Sąd – zasądzając 80 tysięcy zł – oparł się na opinii biegłego, który określił, jak wielkie skutki dla ofiary miał gwałt. Gwałciciel odwoływał się. Tłumaczył, że już… przeprosił swą ofiarę. Sąd Apelacyjny w Lublinie uznał, że w naszych realiach ekonomicznych, odpowiednie będzie zasądzenie kwoty o 40 tys. zł mniejszej.
Prawnych możliwości dochodzenia rekompensat przez ofiary takich i innych przestępstw jest sporo. Trzeba tylko złożyć odpowiedni wniosek i wyliczyć szkody. Jednak w przypadku gwałtu z tych praw korzystają tylko nieliczni.
– Można ubiegać się o to już w trakcie postępowania karnego – mówi mecenas Stanisław Estraich, adwokat z Lublina. – Albo w postępowaniu cywilnym. I nie dotyczy to tylko przestępstw seksualnych. Problemem może być jednak ściągnięcie pieniędzy od przestępcy, który przez wiele lat przebywa w więzieniu.
Podobne pozwy częściej składają ofiary wypadków samochodowych. Odszkodowania wypłacają towarzystwa ubezpieczeniowe. Z wyjątkiem sytuacji, gdy wypadek spowodował pijany kierowca. Wtedy pieniądze idą z jego kieszeni.