Miejski architekt zieleni - nowa funkcja w Ratuszu została powierzona Hannie Pawlikowskiej, zastępcy dyrektora Wydziału Ochrony Środowiska, która wcześniej przez 10 lat była miejskim ogrodnikiem w Bydgoszczy.
Pawlikowska ma m.in. troszczyć się o to, by w mieście było pod dostatkiem terenów zielonych. Tak, by nikt nie miał do nich zbyt daleko i nie musiał jechać przez pół miasta, by odpocząć na kocyku.
Drogi są dwie. Pierwsza to dbać o to, co już rośnie. Druga: starać się, żeby zieleni przybywało. Nowy miejski ogrodnik ma iść dwiema tymi ścieżkami naraz.
Po to, by o zieleń troszczono się należycie ma na nowo spisać wytyczne odnośnie pielęgnacji zieleni. Egzekwować je będzie mogło prawdopodobnie dopiero po wygaśnięciu obecnych umów z firmami zieleniarskimi. Ale - uwaga - prezydent nie wyklucza też, że miasto... samo założy taką firmę.
To, by nowe sadzonki nie były podłej jakości, gwarantować mają spisane na nowo wymogi odnośnie zamawianych roślin. A przez biurko Pawlikowskiej mają przechodzić plany miejskich inwestycji zakładających np. wycinkę drzew, jak i tych przewidujących nasadzenia nowej zieleni.
Odpowiedzialność za prace przy zieleni na miejskich terenach jest teraz mocno rozproszona, bo trochę odpowiada za to Wydział Gospodarki Komunalnej, trochę Wydział Inwestycji i Remontów, Zarząd Nieruchomości Komunalnych a także Zarząd Dróg i Mostów.
"Pani ogrodnik” ma również zabiegać o to, by na nowych osiedlach deweloperzy nie ograniczali się do upychania budynków jak najciaśniej, tylko zakładali również tereny zielone. To z kolei trzeba wpisać do planów zagospodarowania terenu, a w tym wypadku Pawlikowska musi wiercić dziurę w brzuchu miejskim planistom.
- I już im wiercę - zapewnia.
Ponadto przy wytyczaniu nowych teren zielonych przypisywane ma być im konkretne przeznaczenie: tu do sportów, tu do spacerów, a tu do leżenia plackiem.
Pawlikowska zastrzega również, że nie ma mowy o przerabianiu wszystkiego co się da na równo przystrzyżone parki z latarniami i alejkami, bo nie ma na to pieniędzy, a poza tym wysokie chwastowiska brzęczące od owadów też są przyrodzie potrzebne. - Nie możemy wszystkiego kosić idealnie, bo ptaki nie będą miały co jeść - dodaje Pawlikowska.
O tym, co miejskiej zieleni w Lublinie dolega Pawlikowska sama z siebie nie mówi. Gdy nalegamy, przyznaje: - Można poprawić jakość jej utrzymania.