W tym roku już 214 osób wystąpiło do lubelskiego Instytutu Pamięci Narodowej o wgląd do swojej teczki.
Alfred Bondos, działacz "Solidarności” ze Świdnika zgłosił się do INP już kilka lat temu. - Chciałem zobaczyć, jak wyglądał cały mechanizm działania Służby Bezpieczeństwa - tłumaczy Bondos. - Ale to, co przeczytałem w swoich dokumentach, było dla mnie szokiem. Szczególnie nazwiska osób, które na mnie donosiły. To ludzie, którym ufałem i pomagałem. Cios był ogromny.
Jednak Alfred Bondos nikomu z donosicieli nie zrobił nigdy żadnego wyrzutu. Mówi, że to, co przeczytał w swojej teczce, na zawsze pozostanie jego tajemnicą.
- Nauczyłem się w życiu pokory i wybaczania. Widziałem, jak bezpieka łamała ludzi. Niech każdy z nich rozstrzygnie we własnym sumieniu krzywdę, którą mi wyrządził.
Ale są tacy, którzy nie zamierzają wybaczyć.
- Jak zobaczyłem, co zrobili z Wałęsą, jak z bohatera zrobili kapusia, to pomyślałem, że nie będę dłużej siedział spokojnie - denerwuje się pan Kazimierz, były kolejarz. - Chcę wiedzieć, kto na mnie w pracy donosił, a teraz zgrywa przyjaciela. Na pewno porozmawiam sobie z tymi ludźmi.
Pan Kazimierz chce w najbliższych dniach wystąpić do IPN z wnioskiem o udostępnienie do wglądu kopii swoich dokumentów.
Potem zostaje już tylko czekać. - Kwerenda trwa ok. roku. Poszukiwane są wszelkie ślady nazwiska w dokumentach w całym kraju - dodaje Fijuth. - Dokumenty są potem u nas do wglądu. Można też wystąpić o kserokopie i zabrać je do domu. Wszystko jest bezpłatne.
Ale nie każdy, kto wystąpi z wnioskiem, zajrzy do swojej teczki. - Funkcjonariusze SB nie dostaną do wglądu dokumentów, które zostały przez nich wytworzone w związku ze służbą - uprzedza Marcin Krzysztofik, naczelnik biura udostępniania i archiwizacji dokumentów w IPN w Lublinie.
Podobnie wygląda sytuacja, gdy w trakcie kwerendy okaże się, że ktoś jest zarejestrowany jako tajny współpracownik SB lub UB.