Z IPN w Lublinie mogło wyciec więcej dokumentów. Nie tylko te, które tydzień temu ktoś przesłał do naszej redakcji - twierdzi osoba, która podaje się za "bliskiego współpracownika tej instytucji”.
Przypomnijmy. W miniony poniedziałek anonimowy Czytelnik przesłał do nas paczkę z 18 teczkami, w których były wnioski o udostępnienie dokumentów znanych mieszkańców Lubelszczyzny, w tym m.in. byłego rektora KUL ks. prof. Andrzeja Szostka.
Wnioskodawcy ujawniali w nich swoje dane osobowe
i odpowiadali na pytania dotyczące inwigilacji przez służby bezpieczeństwa i działalności niepodległościowej. Nasz Czytelnik miał znaleźć dokumenty na śmietniku.
Okazało się, że są one oryginalne i brakuje ich w zasobach lubelskiego IPN. Sprawą zajęła się prokuratura. Nie wiadomo, kto i w jakich okolicznościach mógł wynieść dokumenty z IPN.
- W tej chwili nie mogę nikogo obarczać podejrzeniami. Nie sprawdzamy bagażu i odzieży osób wychodzących z oddziału - tłumaczy Welter. - Nie zmienia to faktu, że obiekt jest chroniony całodobowo, a wstęp do strefy, w której przechowywane są wnioski, mają wyłącznie pracownicy IPN. I jest to ograniczona liczba osób
Osoba, która się do nas zwróciła, sugeruje, że za kilka dni kolejne wnioski odnajdą się poza IPN. - Nie mogę wykluczyć takiej sytuacji. Choć oczywiście nie chciałbym, by kiedykolwiek do niej doszło - odpowiada dyrektor Welter.
Zaznacza przy tym, że wyciek dokumentów nie jest przypadkowy. - Wpisuje się w szerokie spektrum działań skierowanych przeciwko IPN, mających na celu zdyskredytować tę instytucję.
(mag)