Dzisiaj przestaje istnieć wydział dochodzeniowo-
śledczy KWP
w Lublinie, którym wstrząsnęła seria afer.
A lubelska policja kłóci się z prokuraturą, bo nie podoba się jej to, w jaki sposób ta wyciągnęła kolejny przypadek zniknięcia z komendy dowodów rzeczowych.
Wczoraj Głowacki zarzucił prokuraturze, że podjęła niewłaściwe decyzje dotyczące zabezpieczenia pieniędzy. - Nie tylko policja odpowiada za kradzież. Nie doszłoby do niej, gdyby pieniądze przekazano do depozytu - mówi Z. Głowacki. - Taką decyzję powinien podjąć prokurator.
Stosunki pomiędzy lubelskimi organami ścigania w ostatnich dniach gwałtownie się pogorszyły. We wtorek Janusz Padała, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie, ujawnił, że Prokuratura Okręgowa w Zamościu prowadzi śledztwo w sprawie kradzieży ikon, które w 1993 roku przechowywano w magazynie dowodów rzeczowych wydziału dochodzeniowo-śledczego KWP w Lublinie. To zabolało policję.
- Ikony nie zostały skradzione, ale zaginęły - zaznacza Głowacki, który zarzucił prokuraturze bezczynność w wyjaśnieniu tej sprawy przed ośmioma laty i jednostronne informowanie o śledztwie.
Policja przyznaje, że ikony były w laboratorium kryminalistycznym. Tam urywa się po nich ślad. - Być może trafiły do ekspertyzy, wyceny, muzeum - przypuszcza komendant. - Dopóki nie mamy pewności co się z nimi stało, nie możemy mówić, że ktoś je ukradł. Zaskakuje nas pochopność przekazywania informacji przez prokuraturę.
Według szefa policji zniknięcie ikon należy przypisać raczej niedbalstwu policjantów, a nie ich nieuczciwości.
- To dopiero wyjaśni śledztwo - mówi Włodzimierz Nowak, zastępca prokuratora apelacyjnego w Lublinie. - Prokuratura przyjęła w tej sprawie kwalifikację kradzieży, bo tak się postępuje w przypadku braku mienia. Czy lubelska policja jest skłócona z prokuraturą? - Są rozbieżności co do treści przekazywanych informacji - uważa komendant Głowacki.