Receptą na miasto przyjazne pieszym ma być zamówiony przez Ratusz dokument, do którego od wczoraj można zgłaszać uwagi. Urząd wie, że za dokument zapłaci 63 tys. zł, ale nie wie, czy wdroży proponowane w nim rozwiązania. Zwłaszcza te dotąd u nas nieznane
O tym, że piesi w wielu miejscach mają w Lublinie pod górkę łatwo się przekonać wyruszając na długi spacer. O krok dalej poszli miejscy urzędnicy: o problemy pieszych i metody ich rozwiązania spytali warszawską firmę TransEko. Efektem jej pracy jest wstępna wersja dokumentu, którą od wczoraj każdy może oceniać i słać uwagi wprost do autorów (biuro@transeko.pl).
>>> Otwórz dokument (PDF)
– Konsultacje potrwają do 15 października – informuje Aleksander Wiącek, asystent prezydenta miasta ds. polityki rowerowej i pieszej.
Korytarze i przejścia
Dokument wskazuje szereg problemów wraz z przykładami. To chodniki wytyczone tak, że lepiej iść ścieżką (np. od Zwycięskiej do galerii handlowej), słabe dojścia do przystanków, zastawione autami chodniki, złe odśnieżanie, ogrodzone osiedla, za mało zebr, czy brudne przejścia podziemne, do których prowadzą tylko schody (pod Łęczyńską).
Są również miejsca, gdzie przy jezdni brak chodnika (np. Orkana), potrzeba też dłuższych połączeń pieszych, np. z Tatar na Stare Miasto, choć trasa wzdłuż Czechówki miałaby tylko 2 km.
Doliny Czechówki i Czerniejówki wskazywane są jako niewykorzystane korytarze piesze. TransEko wytyka też słabe zagospodarowanie wąwozów z wydeptanymi ścieżkami.
Przez tory na dziko
Barierą stają się nie tylko szerokie arterie (np. al. Solidarności w rejonie wiaduktu), ale też tory kolejowe. Jak kanion rozdzielają Nowy Świat i Krochmalną, gdzie na wysokości Betonowej piesi przebiegają wbrew przepisom przez tory. Tak samo jest na Czubach, z których ciężko dotrzeć do lasu nie łamiąc przepisów. Chociaż przejść przez tory jest tu sporo, to wszystkie są dzikie i można tu dostać mandat. – Nie ma tu legalnego przejścia – potwierdza Piotr Stefaniuk z Komendy Regionalnej Straży Ochrony Kolei i odsyła aż... pod most przy Janowskiej.
Przyglądając się detalom autorzy z TransEko wytknęli więcej błędów. Krawężniki bywają fatalne, w pewnych miejscach brakuje ławek i siada się na czymkolwiek, albo ścieżki rowerowe są za słabo oddzielone od chodników. Wisienką na tym torcie może być ażurowa kładka nad ul. Filaretów, która jest pułapką dla pań na szpilkach. Do tego dochodzi jeszcze problem bezpieczeństwa.
Giną w biały dzień
Piesi stanowią w Lublinie (dane z ostatnich 5 lat) 38 proc. ofiar wypadków drogowych, ale ich sprawcami są głównie (84 proc.) kierowcy. O wypadek z udziałem pieszego najłatwiej na dużej, szerokiej arterii, w biały dzień, zwłaszcza w poniedziałek lub wtorek. Co gorsza, w zeszłym roku wśród ofiar wypadków piesi stanowili już 42 proc.
Na znaczącą redukcję tych liczb, zdaniem TransEko miastu powinno wystarczyć pięć lat. To jeden z punktów w spisanym przez firmę planie działań, które zdaniem zewnętrznych doradców powinien wdrożyć Ratusz.
Wśród innych działań jest zaplanowane na dwa lata porządkowanie śródmiejskich chodników tak, by nie były za wąskie i zatarasowane. Również w dwa lata na Podzamczu i Czwartku miałby być wprowadzony pilotażowy program przystosowania przestrzeni dla osób z dysfunkcją wzroku. Tyle samo miałaby zająć organizacja węzłów przesiadkowych w śródmieściu. Natomiast pięć lat firma daje miastu na budowę brakujących połączeń pieszych, także między osiedlami.
Mysie uszy i antyzatoki
Firma TransEko wypisała też Ratuszowi receptę na to, jak kształtować miasto by chodziło się po nim łatwo i bezpiecznie. Na recepcie tej jest między innymi nieoczywista w Lublinie oczywistość jak stawianie ławek i koszy na śmieci nie na chodnikach, ale obok nich, rezygnacja z parkowania na chodnikach czy też apel by nie stawiać za dużo sygnalizacji. Jednak są tu również propozycje, których Lublin jeszcze nie widział.
Jedna z tych nowinek to „uszy Myszki Miki”, za którą to nazwą kryje się zwężanie wjazdów na skrzyżowanie, co wymusza wolniejszą jazdę, a pieszym skraca przejście przez jezdnię. Podobne zwężenia mogłyby się pojawiać też poza skrzyżowaniami, włącznie z najbardziej radykalną formą, czyli wymuszeniem ruchu wahadłowego.
Wśród propozycji jest też zakrzywianie toru jazdy przed przejściem oraz antyzatoki przystankowe. Co to takiego? Zwykła zatoka wchodzi w chodnik, w antyzatoce jest odwrotnie: peron dla pasażerów wcina się w jezdnię, chodnik nie jest zwężany, zaś autobus staje na jezdni.
Kroki i decyzje
Czy miasto rzeczywiście sięgnie po takie nowinki? – Do pewnych rozwiązań trzeba się przyzwyczajać – odpowiada Wiącek. Wskazuje, że nikogo w Lublinie nie dziwią już wyniesione przejścia dla pieszych, choć jakiś czas temu i one były czymś nowym.
Jeszcze w tym roku gotowa ma być ostateczna wersja dokumentu, na który miasto wyda 63 tys. zł. Jak go wykorzysta? To pytanie zadawaliśmy wczoraj. Dociekaliśmy, czy pewne rozwiązania miasto uzna za obowiązujące i czy prezydent wyda zarządzenie ustalające wymogi np. co do nowych chodników, tak jak kilka lat temu wydane było zarządzenie odnośnie ścieżek rowerowych (zakazano tras z kostki). Konkretnej deklaracji nie usłyszeliśmy. – Decyzji jeszcze nie ma – mówi Wiącek.