Miejska izba wytrzeźwień powinna powstać przy jednym z lubelskich szpitali - zapowiada Urząd Miasta.
Utworzenie izby wytrzeźwień znalazło się w założeniach do planu przyszłorocznych wydatków miasta. To pierwsza konkretna decyzja w tej sprawie. Wcześniej urzędnicy przez wiele miesięcy mówili tylko, że chcą powołać taką placówkę.
- Chcę zawrzeć umowę z którymś ze szpitali, żeby zbudować przy nim małymi środkami tego rodzaju obiekt - zapowiada Adam Wasilewski, prezydent Lublina.
Ratusz deklaruje, że jest w stanie sfinansować etaty ale nie prace budowlane.
- Myślimy o rozwiązaniu kontenerowym - wyjaśnia Wasilewski. Przy szpitalu pojawiły by się baraki mieszkalne. Właśnie tam trafialiby pijani.
Lublin chce się wzorować na gdańskim Całodobowym Pogotowiu Socjalnym dla Osób Nietrzeźwych. - Tam są nie tylko noclegi. Nietrzeźwi mają zapewnioną podstawową opiekę zdrowotną, rozmowę z psychologiem, miejsce do kąpieli i zmiany odzieży - wylicza Paweł Fijałkowski, zastępca prezydenta Lublina. Nasza izba musiałaby też spełniać ministerialne wymogi.
- Osobna sala dla mężczyzn, osobna dla kobiet, izolatka dla osób agresywnych - mówi Fijałkowski.
Ratusz rozważa dwie lokalizacje: obok szpitala przy Abramowickiej, albo koło szpitala przy ul. Biernackiego. W obydwu przypadkach będzie musiał rozmawiać z marszałkiem województwa. I to nie tylko o zgodzie na ulokowanie placówki, ale i na dofinansowanie jej działalności.
- Na razie nie dostaliśmy od miasta żadnego pisma w tej sprawie. Rozmowy były prowadzone, ale z poprzednim zarządem - mówi Dorota Goluch, rzecznik marszałka. - Teraz zajmujemy się reformą naszych placówek służby zdrowia. Później możemy wrócić do sprawy.
Teraz z nietrzeźwymi jest wiele problemów. Część z nich trafia do policyjnej izby zatrzymań przy ul. Północnej. Część radiowozami odwożona jest do domów. Inni lądują w szpitalach, a lekarze od dawna skarżą się na śmierdzących, brudnych i awanturujących się pijaków. Bywa, że zgarnięcie z ulicy takiego delikwenta jest trudne.
Radny Paweł Bryłowski podaje przykład młodego chłopaka, który zabrudzony wymiocinami leżał na Krakowskim Przedmieściu, a nad nim stali bezradnie lekarze pogotowia. - Oni nie mogli go zabrać w takim stanie, a policja nie mogła szybko przyjechać - mówi Bryłowski.