W ich obronie stanęli przypadkowi świadkowie. To – być może – dzięki nim Sebastian przeżył. Razem ze swoją dziewczyną chce teraz wszystkim gorąco podziękować.
– To była sytuacja, w której ani ja, ani nikt inny na moim miejscu nie miałby żadnych szans – mówi Sebastian. – Uratowała mnie pomoc przypadkowych ludzi. Nie znam ich, nie miałem szansy z nimi porozmawiać, dlatego w taki sposób chciałbym wyrazić im swoją wdzięczność. Dziękuję Wam za to.
Przypomnijmy. W piątkowy wieczór Sebastian szedł ze swoją dziewczyną do znajomych. Na ulicy Dożynkowej w Lublinie podszedł do nich pijany mężczyzna. Zaczął szarpać Sebastiana za ramię, powtarzał: „Dostaniesz, bo dziś jest promocja”.
Za chwilę do napastnika dołączyła grupa 8 kolejnych. Zaczęli brutalnie bić Sebastiana. Przechodzący obok 17-letni Kacper, który próbował pomóc Sebastianowi, także został pobity. – Wyglądało to strasznie. Moja pierwsza myśl: zabiją ich – opowiada Marta, dziewczyna Sebastiana.
Marta uciekła i zatrzymała przejeżdżający samochód. Kierowca, pan Wojciech, wezwał policję. Po chwili zatrzymał się jeszcze jeden samochód. Jego właściciel włączył alarm. To wystraszyło napastników. Uciekli. Ale policja błyskawicznie zatrzymała 5 z nich. Dzięki panu Wojciechowi, który pobiegł za napastnikami i doprowadził do nich policję.
– Zachował się jak profesjonalny zwiadowca – twierdzą policjanci.
Udało nam się dotrzeć do Kacpra i pana Wojciecha, którzy pospieszyli Sebastianowi z pomocą. Żaden z nich nie czuje się bohaterem. – Nie zrobiłem nic specjalnego. To był naturalny odruch. Zawsze reaguję w takiej sytuacji, to nie był pierwszy raz – mówi pan Wojciech.
Kacper, który stanął w obronie Sebastiana, sam oberwał. Ale nie żałuje, że zareagował. – Już po wszystkim zastanawiałem się, czy jeszcze raz bym tak postąpił. I moja odpowiedź brzmi: tak. Być może kiedyś ja też będę potrzebował pomocy. I też znajdzie się ktoś, kto nie pozostanie obojętny – mówi Kacper.
Okazuje się, że przypadki spontanicznej pomocy zdarzają się coraz częściej. – Ludzie reagują, widząc że dzieje się coś złego – mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik lubelskiej policji. – Nie trzeba od razu łapać bandytów, bo to wręcz niebezpieczne, ale wystarczy anonimowo zadzwonić na policję. To nam niczym nie grozi, a może uratować czyjeś życie.
Sebastian i Marta przyznają, że od tamtego zdarzenia inaczej patrzą na świat. – Zostaliśmy napadnięci przypadkowo, dla czyjejś rozrywki. To mogło spotkać każdego i skończyć się tragicznie, gdyby nie reakcja ludzi – mówią.
Czterech napastników czeka w areszcie na proces. Grozi im do 12 lat więzienia.
Imiona niektórych osób zostały zmienione