Widziano ich jak świetnie bawią się na plaży, a potem na materacu dryfującym po jeziorze . Później był już tylko pusty materac. Ich ciała z dna jeziora wyłowili strażacy. Znane są szczegóły wczorajszej tragedii.
– Ludzie widzieli ich na plaży i w wodzie. Raz się przekomarzali, raz śmiali. Jak to młodzi ludzie na wakacjach – mówi Anna Florek z Lublina, która razem z mężem wypoczywa nad Krasnem od początku tygodnia.
Namiot państwa Florków jest rozbity kilkanaście metrów od miejsca tragedii. – To było tam – pokazuje na jezioro Marian Florek. – Widząc unoszący się pusty materac ludzie powiadomili służby ratownicze – mówi Anna Smarzak z lubelskiej policji.
– Na miejsce pojechał wyposażony w łódź zastęp strażaków z Lubartowa i specjalistyczna grupa wodno-nurkowa z Lublina – relacjonuje mł. bryg. Jarosław Maluga z lubartowskiej straży pożarnej.
Około godz. 17 przy pomocy łodzi i sonaru wykryto na dnie jeziora jakieś obiekty. – Okazało się, że to ciała zaginionych nastolatków – mówi Maluga.
Strażacy wyłowili je około 40 metrów od brzegu, w miejscu gdzie jezioro ma 7 metrów głębokości i nie jest oznaczone jako kąpielisko. – Dlaczego utonęli? Prawdopodobnie nie mieli pływać – domyśla się Maluga.
Dziś nad Krasnem o poniedziałkowej tragedii mówili wszyscy.
– Sam pływam na materacu – mówi Jerzy Smoleń z Lublina, który przyjechał nad jezioro ze swoją rodziną. – Ale staram się nie wypływać daleko i pilnować się bliskich. Jak widać, woda potrafi być niebezpieczna.
– Zwłaszcza, że na całej plaży nie ma ani jednego ratownika – dodaje Jacek Siedlecki. – Biorą pieniądze za wjazd na parking czy rozbicie namiotu, ale o bezpieczeństwo turystów już nie dbają.
– Odpowiadamy tylko za parking i miejsce do rozbijania namiotów – usłyszeliśmy w recepcji pola namiotowego, w pobliżu którego doszło do tragedii. – Kąpielisko jest w tym miejscu niestrzeżone. Każdy wchodzi do wody na własną odpowiedzialność. Ratownik jest po drugiej stronie jeziora, przy ośrodku wypoczynkowym.