Przechodzień w środku miasta znalazł kurę. Leżała na mrozie, koło śmietnika w zawiązanej reklamówce uniemożliwiającej poruszanie. Dzięki interwencji mężczyzny Kazia trafiła pod opiekę Lubelskiego Animalsa. Dostała leki i ma się już lepiej. Jajka jeszcze nie zniosła.
– Zajmowaliśmy się różnymi zwierzętami m.in. wiewiórką, szczurem, sową uszatą i jeżami, ale nigdy nie mieliśmy jeszcze kury – przyznaje Elżbieta Tarasińska, prezeska Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami Lubelski Animals.
Kazia, bo takie imię nadali jej obrońcy zwierząt, trafiła pod opiekę lubelskiego stowarzyszenia w sobotę.
– Zadzwonił do nas mężczyzna z informacją, że przy altanie śmietnikowej przy ul. Akademickiej leży kura. Nasz rozmówca twierdził, że kura jest żywa. Początkowo nie wierzyliśmy, że taka sytuacja jest możliwa. Było 9 stopni mrozu. Poza tym według relacji mężczyzny kura znajdowała się zawiązanej reklamówce.
Na miejsce pojechała lekarka z przychodni weterynaryjnej.
– Kura była wciąż w reklamówce, zawiązanej na wysokości piersi ptaka. Nie uwolniła się z siatki bo nie mogła ruszać ani skrzydłami ani nogami – opisuje Elżbieta Tarasińska. – W środku reklamówki znajdował się ociekający wodą ręcznik. Na nim właśnie siedziała kura.
Ptak został przewieziony do przychodni. Kura miała dużą biegunkę, była też mocno odwodniona. Wyniki badań kału wykazały pasożyty, które były przyczyną zatrucia. - Kazia dostała odpowiednie leki i podziękowała przeciąganym kokoko – opisują na Facebooku członkowie Lubelskiego Animalsa.
– Kura jest ładna, dobrze odżywiona, nie boi się psów. To jak się zachowuje może sugerować, że jest przyzwyczajona do obecności człowieka i innych zwierząt – przyznaje Elżbieta Tarasińska.
Już po podaniu leków ptak poczuł się lepiej. – Wyleczymy Kazię, później powtórzymy jeszcze badania, które wcześniej wykonaliśmy i znajdziemy jej nowy dom, w którym będzie mieć zagwarantowane dożywocie – zapowiada Tarasińska.
Po publikacji informacji ws. Kazi na Facebooku zgłosiło się już kilkanaście osób, które chcą nią zająć.