Przez pół dnia zamknięta będzie dziś jedna z głównych ulic Lublina. Powód? Na pobliskim stadionie będzie "mecz podwyższonego ryzyka”.
Dziś na stadionie przy al. Zygmuntowskich spotkają się piłkarze Motoru Lublin i ŁKS Łódź. Na trybunach ma być 3 tys. widzów, w tym zaledwie 100 z Łodzi. Ale ponieważ są obawy, że po spotkaniu może dojść do zamieszek, mecz został zakwalifikowany jako spotkanie podwyższonego ryzyka. Zresztą, nie pierwsze w tym miejscu. Ostatni raz po meczu z 3 sierpnia drogowcy musieli uzupełniać wyrwane płytki chodnikowe i naprawiać zdewastowane znaki drogowe.
Mecz zacznie się o godz. 15.45, ale zapory na jezdni staną już o 13. Prosiła o to policja. - Ze względów bezpieczeństwa - wyjaśnia Piotr Branica z lubelskiej komendy.
Policja prosiła, Urząd Miasta się zgodził. - Co mogliśmy zrobić? Powiedzieć "nie zamykamy”? Przecież policja i tak może postawić radiowóz w poprzek drogi, jeśli uzna, że to konieczne - mówi Anna Adamiak, zastępca dyrektora Wydziału Dróg i Mostów. - Gdybyśmy się nie zgodzili, to wszelkie konsekwencje spadłyby na nas i ktoś by nas winił, że kibice wywrócili samochód, bo nie zamknęliśmy drogi.
Czy nie łatwiej byłoby nie wpuścić gości z Łodzi?
- Taką decyzję może wydać tylko Polski Związek Piłki Nożnej i to w przypadku, gdyby trybuny dla gości były remontowane - tłumaczy Grzegorz Szkutnik, dyrektor Motoru. - Ale remontu nie ma.
• To może lepiej grać przy pustych trybunach?
- Dlaczego? Piłka nożna jest dla kibiców.
• A ulice dla ludzi. Przecież al. Zygmuntowskie będą zamknięte przez wasz mecz!
- My odpowiadamy tylko za to, co dzieje się na stadionie. To, co za płotem, to rola policji.
A za płotem znajdą się m.in. armatki wodne i policjanci z bronią na gumowe kule. Całe zamieszanie wyłącznie dlatego, że naprzeciw siebie staną dwie wrogo nastawione grupy pseudokibiców. - My nie możemy decydować o tym, żeby mecz odbył się przy pustych trybunach. Możemy tylko o to wnioskować - wyjaśnia Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji. Ale takiego wniosku nie było.
- Gdyby mecz odbywał się bez udziału kibiców, mogłoby dojść do innych poważnych zakłóceń porządku. Były już w Polsce takie przypadki, że kibice zbierali się gdzie indziej i rozrabiali.
Także magistracki Wydział Bezpieczeństwa Mieszkańców i Zarządzania Kryzysowego, który decydował, czy lepszy jest mecz bez widzów, czy groźba rozrób i zamykanie ulicy uznał, że... lepiej ustąpić kibicom. - Mecz jest po to rozgrywany, by publiczność mogła go obejrzeć - mówi Grzegorz Alinowski, wiceszef wydziału.
Dzisiaj al. Zygmuntowskie mają być otwarte, gdy skończy się mecz. - Chyba że wystąpią zakłócenia porządku. Wtedy ulica będzie zamknięta dopóki nie zapanuje spokój - dodaje Piotr Branica.