Znikające aukcje, brak umów i rozliczeń, przekazywanie gotówki z ręki do ręki – m.in. o to oskarżają Fundację „Krok do marzeń” rodzice chorych dzieci. Szef Fundacji przyznaje, że zaniedbał księgowość, bo chciał się skupić na pomaganiu
Zgłosiły się do nas osoby, które czują się pokrzywdzone przez Fundację „Krok do marzeń” z Minkowic w gm. Mełgiew. Jedną z nich jest Jagoda Kuzioła, mama Bartka. W listopadzie 2016 roku zwróciła się do Fundacji o pomoc, bo potrzebowała pieniędzy na rehabilitację chorego syna.
Z ręki do ręki, bez pokwitowań
Kuzioła spotkała się z prezesem Fundacji Kamilem Misztalem i jego żoną. Nawiązano współpracę, choć – jak twierdzi matka chłopca – nie podpisano żadnej umowy.
Fundacja zorganizowała dla Bartka dwa turnieje oraz bal charytatywny. Matka chłopca dopytywała, ile pieniędzy udało się zgromadzić dla jej syna, bo chciała kupić wózek inwalidzki. Usłyszała, że 5 tys. zł, ale jej zdaniem, podczas samego tylko balu zebrano kwotę dwukrotnie większą (według prezesa było to od 2 do 4 tys. zł). Matka przyznaje, że pieniądze do niej trafiały, ale były przekazywane z ręki do ręki, bez żadnych pokwitowań.
Kobieta liczyła również na pomoc organizacji w znalezieniu rehabilitantów. Fundacja zobowiązała się to zrobić, a także zapłacić, zdaniem matki – za leczenie, a zdaniem prezesa – jedynie za dojazd do gabinetu. – Musieliśmy szukać fizjoterapeutów na własną rękę, bo oni nie potrafili tego zrobić – mówi nam teraz Kuzioła.
Jak usłyszeliśmy od rehabilitantów, wysłali oni do fundacji dwie faktury. Jedna z nich została opłacona. Druga natomiast, na kwotę 1200 zł, pozostaje nieuregulowana od czerwca 2017 roku. Prezes Fundacji powiedział nam, że nic o niej nie wie.
– Zaniedbałem sprawy księgowości, bo chciałem się skupić na pomaganiu – przyznaje Misztal.
Sami zebrali pieniądze na zabieg
Kolejną osobą, która czuje się pokrzywdzona przez Fundację, jest matka chłopca z wrodzoną wadą serca (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). Dziecko przeszło dwie operacje w Polsce, ale rodzice zdecydowali się skorzystać też z pomocy kliniki w Niemczech. Potrzebowali na to 33 tysiące euro.
We wrześniu 2017 roku, na spotkaniu z prezesem i jego żoną, matka dziecka uzgodniła warunki współpracy, ale nie dostała żadnej umowy do podpisania. Kilka razy się o nią upominała.
– Albo „zapominali” przywieźć tę umowę, albo tłumaczyli, że kot przegryzł im kabel od drukarki – mówi nam kobieta.
Fundacja uruchomiła zbiórkę dla chłopca oraz zorganizowała internetowe licytacje. W październiku ub.r. rozpoczęły się problemy. Te licytacje, które zgromadziły największe kwoty, zaczęły – jak twierdzą rodzice – znikać z sieci.
Kiedy kobieta zapytała Fundację, ile zebrano dla jej dziecka, dostała odpowiedź, że 2085 zł. Ponad rok temu poprosiła o te pieniądze. Przelew na kwotę 2 tys. zł dotarł dopiero kilka dni temu (25 stycznia), dzień po naszym telefonie do Fundacji.
– Ten przelew musiał być zatwierdzony przez inną osobę i może dlatego tyle to trwało – tłumaczy prezes Misztal.
W listopadzie 2017 roku kobieta zakończyła współpracę z Fundacją, rodzina sama zgromadziła większość kwoty potrzebnej na zabieg w Niemczech.
Matka utrzymuje, że aż do sierpnia 2018 roku na koncie Fundacji na Instagramie widniało zdjęcie jej syna z prośbą o wpłacanie pieniędzy. Dopiero po kilku jej interwencjach fotografia zniknęła.
Misztal zapewnia, że przez te kilka miesięcy na podane pod zdjęciem konto nie trafiły żadne pieniądze.
Czeka na połowę zebranej kwoty
Choć prezes Kamil Misztal jest osobą niepełnosprawną, w lipcu ubiegłego roku z powodzeniem przejechał na rowerze niemal 2,9 tys. km i dotarł do Rzymu. W ramach akcji „W protezie na rowerze” zorganizował szeroko opisywaną przez media zbiórkę pieniędzy na portalu zrzutka.pl na protezę dla Krzysztofa Celejewskiego, który w wyniku wypadku stracił nogę. Jako górną granicę ustawił 45 tys. zł. Udało się zebrać jedynie 890 zł.
Skontaktowaliśmy się z Celejewskim, który zapewnił nas, że od czasu zakończenia zbiórki, czyli od 23 lipca ub. r., nie dostał ani złotówki. Dopiero w tym roku zaczął starać się o odzyskanie pieniędzy. Jak nam powiedział, chce załatwić sprawę polubownie i dostać przynajmniej połowę zebranej kwoty, czyli 445 zł.
Fundacja znika z sieci
W bazie internetowej KRS nie ma dokumentów finansowych Fundacji „Krok do marzeń”. Ich brak potwierdziliśmy w VI Wydziale Gospodarczym KRS Sądu Rejonowego Lublin-Wschód. Prezes Misztal przekonuje nas jednak, że przesyłał sprawozdania finansowe do sądu.
Do organów ścigania trafiły cztery zawiadomienia w sprawie fundacji. Jak poinformowała nas Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie, dwie sprawy zostały umorzone (jedna z nich będzie się toczyć na drodze cywilnej i trafi na wokandę 19 lutego), a w dwóch przypadkach nie wszczynano postępowania.
Obecnie, na wniosek dwóch matek, sprawą domniemanych nieprawidłowości w Fundacji zajmuje się Prokuratura Rejonowa Lublin-Południe.
Kilka dni temu, kiedy zaczęliśmy badać zarzuty rodziców, Fundacja usunęła swoją stronę internetową oraz profil na Facebooku. Prezes Misztal tłumaczy, że przygotowuje się do zlikwidowania „Kroku do marzeń”.