Kolejnych dwóch mężczyzn twierdzi, że zostało oszukanych przez lubelski klub Cocomo. Prokuratora Rejonowa Lublin Północ prowadzi śledztwo w sprawie czterech pokrzywdzonych klientów klubu ze striptizem
Dla niektórych klientów zabawa kończy się rachunkiem opiewającym na dziesiątki tysięcy złotych. Klienci zgłaszają się na policję lub do prokuratury. Jak podaje "Gazeta Wyborcza” w całym kraju jest prowadzonych ponad 50 śledztw w sprawie Cocomo. Na postawienie zarzutów pracownikom klubu zdecydowała się do tej pory tylko prokuratora w Poznaniu. Stało się to po tym jak jeden z klientów zostawił tam blisko milion złotych.
Prokuratura Rejonowa Lublin Północ prowadzi dochodzenie w kierunku oszustwa. - Jest to śledztwo w sprawie, a nie przeciwko komuś. Nikt nie usłyszał zarzutów - informuje Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Do śledczych zgłosiło się w sumie czterech mężczyzny, którzy czują się pokrzywdzeni przez klub go-go przy deptaku. Pierwszym z nich jest finansista z Warszawy, który odwiedził Lublin jesienią ubiegłego roku. Z jego karty kredytowej zniknęło ponad 54 tys. zł.
Kolejną z osób, która szuka sprawiedliwości, jest Norweg. Odwiedził lubelski lokal go-go w styczniu br. Stracił 25 tys. zł. Podobnych przypadków jest więcej.
- Mieszkaniec Lublina poszedł do tego klubu w nocy z 14 na 15 marca. Miał przy sobie jedynie 150 złotych. Rano obudził się z dwoma fakturami za usługę konsumpcyjną na łączną kwotę 4 tys. 999 zł - podaje prokurator Syk-Jankowska. - Mężczyzna kwestionuje swój podpis na tych fakturach.
Ostatni z klientów klubu, który zgłosił się do śledczych, to mieszkaniec Lublina. Odwiedził klub go-go w lipcu ub. roku. Miał stracić ponad 1,5 tys. zł. - Mężczyzna posługiwał się kartą bankomatową - dodaje Syk-Jankowska.
Prokuratura prowadzi śledztwo we wszystkich tych sprawach. W sumie czterej klienci mieli stracić ponad 85 tys. zł
- Prokurator polecił przesłuchać kolejnych świadków. Konieczne jest też prześledzenie dokumentacji finansowej firmy - mówi rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Musimy sprawdzić czy są dowody na to, że pewne rzeczy zostały tym klientom sprzedane.