Kontrolerzy biletów zatrzymali w autobusie nastoletnią gapowiczkę, która chciała wysiąść na konkretnym przystanku – alarmuje Czytelnik, który ma poważne wątpliwości, czy było to zgodne z prawem. – Pasażerka była agresywna, kontrolerzy mieli rację – twierdzi Zarząd Transportu Miejskiego
Do nerwowej sytuacji doszło w czwartek rano w pojeździe linii 34. – Kontrolerzy weszli do autobusu i zaczęli sprawdzać bilety. Młoda dziewczyna, około 18 lat, biletu nie miała. Próbowała wysiąść z autobusu siłą. Kontrolerzy zagrodzili jej drogę – relacjonuje nasz Czytelnik, który jechał tym samym autobusem. Według jego słów dziewczyna zaczęła prosić o wypuszczenie z pojazdu i tłumaczyła, że spieszy się do szkoły.
– Kontrolerka powiedziała, że nie, i że jadą na końcowy. Dziewczyna jeszcze dwukrotnie bez skutku próbowała wyjść siłą, cały czas prosząc o wypuszczenie z autobusu – opisuje pasażer. – Sytuacja wzbudziła nie tylko moje wątpliwości. Inni pasażerowie zaczęli bronić dziewczyny, wyraźnie protestując wobec zachowania kontrolerów. Ci pozostali nieugięci. W końcu po przejechaniu dwóch przystanków kontrola przeniosła się poza autobus. Mam duże wątpliwości co do zachowania kontrolerów. Czy mieli prawo zatrzymać pasażera wbrew jego woli?
– Zgodnie z obowiązującym regulaminem kontroli, czynności wykonywane są w pojeździe. Dokończenie ich poza pojazdem jest możliwe na wniosek lub za zgodą pasażera, w przypadku, gdy ustalono w pojeździe jego tożsamość – odpowiada Justyna Góźdź z Zarządu Transportu Miejskiego. Tłumaczy też, że w przypadku, gdy gapowicz nie okazuje dokumentu tożsamości i nie chce zapłacić kary na miejscu, kontroler może wezwać policję.
– Pasażerka zachowywała się agresywnie, próbując na siłę opuścić pojazd i nie posiadała przy sobie dokumentu pozwalającego na ustalenie tożsamości. W takiej sytuacji kontroler miał prawo postąpić zgodnie z zapisami regulaminu – przekonuje Góźdź. – Ostatecznie kontroler, przypuszczając, że ma do czynienie osobą nieletnią, nie sięgnął po rozwiązanie w postaci przewozu pasażerki do przystanku końcowego i wezwania policji.
Wyjaśniając sytuację ZTM oparł się na relacji swojego kontrolera. Pojazd, w którym doszło do scysji nie jest wyposażony w monitoring.