Lublin. Dyrektor gimnazjum nie ewakuował szkoły mimo sygnału, że w budynku jest bomba. Nie chciał nawet wpuścić policji z psem tropiącym.
Zgłoszenie o rzekomej bombie w budynku Gimnazjum nr 10 przy ul. Wajdeloty w Lublinie odebrała w środę straż pożarna. - Młody człowiek zadzwonił o godz. 7.50 - mówi Michał Badach ze straży. - Rozmówca stwierdził, że rozpier... szkołę i rzucił słuchawką.
Strażacy powiadomili policję. Kwadrans później na Wajdeloty zjawił się policjant z komisariatu, technik z komendy i przewodnik z psem wyszukującym ładunki wybuchowe.
- Ale dyrektor gimnazjum stwierdził, że nie zarządzi ewakuacji - informuje Witold Laskowski z Komendy Miejskiej Policji. - Tłumaczył, że szkoła ma własną ochronę, a telefon na pewno jest głupim żartem.
- Pracownicy szkoły przeszukali budynek i teren wokół niego. Nie znaleźliśmy niczego podejrzanego - tłumaczy portalowi mmlublin.pl Tomasz Szabłowski, dyrektor gimnazjum. - Szkoła ma monitoring i jest w nocy zamykana, więc nie ma możliwości, by ktoś niezauważenie podłożył coś w budynku.
Policjanci początkowo nie mogli nawet przeszukać gimnazjum. - Wiem, że dyrektor twierdzi, że wpuścił nas do środka, ale nie da się tak nazwać negocjacji w gabinecie - mówi Laskowski.Przewodnik z psem wrócił do komendy. Pierwszy raz spotkał się z taką sytuacją. - Dopiero po dwóch godzinach został wpuszczony do budynku - mówi Laskowski. W trakcie przeszukania uczniowie nadal byli w szkole. Jedynie ci, którzy mieli lekcję w sprawdzanej właśnie sali wychodzili na korytarz. W południe okazało się, że bomby nie ma.
Policja jest oburzona zachowaniem dyrektora. A Urząd Miasta przyznaje, że Szabłowski złamał procedury. - Jeżeli był alarm, czy to złośliwy, czy też nie, to powinna być zarządzona ewakuacja. To za duże ryzyko wielkich strat, także w ludziach - stwierdza Jerzy Ostrowski, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa Mieszkańców i Zarządzania Kryzysowego w lubelskim Ratuszu. - Stosowną instrukcję wysłałem do Wydziału Oświaty we wrześniu 2005 r. i było w niej powiedziane jak się mają zachować dyrektorzy placówek szkolnych.
Dyrektor wyląduje teraz na dywaniku w magistracie. - Nie wiem jeszcze, jak sprawa się potoczy - mówi Ewa Dumkiewicz-Sprawka, dyrektor wydziału. - To pierwszy taki przypadek, gdy nie została zarządzona ewakuacja uczniów.
(mc)