Pięć osób zostało rannych w zderzeniu trolejbusu z autobusem w centrum Lublina. Lekarze najbardziej obawiają się o zdrowie czteromiesięcznego dziecka. Malec spadł z kolan matki i uderzył w metalową barierkę.
- Właśnie ruszaliśmy na światłach. Jechaliśmy wolno, może pięć kilometrów na godzinę. Był korek, a do tego z przeciwnej strony zbliżała się karetka. Nie bardzo było wiadomo, jak się zachowa - opowiada kierowca trolejbusu. - Nagle wozem podrzuciło. To była chwila.
Policja podaje nieco inną wersję wydarzeń. - Obaj kierowcy próbowali przejechać skrzyżowanie na pomarańczowym świetle. Jadący z przodu kierowca trolejbusu zrezygnował i nagle zaczął hamować. I wtedy uderzył w niego autobus - mówi Witold Laskowski z Komendy Miejskiej Policji. - Zbadaliśmy kierowców. Byli trzeźwi.
Uderzenie było tak silne, że pasażerowie przelecieli do przodu autobusu. Rannych zostało pięć osób, w tym czteromiesięczne dziecko, które spadło z kolan matki i uderzyło w barierkę. Kobieta przygniotła dziecko swym ciałem. - Badania nie wskazują na uraz dający natychmiastowe skutki. Dlatego dziecko pozostanie w szpitalu - mówi Jerzy Osemlak z Dziecięcego Szpitala Klinicznego, dokąd trafił mały pacjent. - Musimy sprawdzić, czy później nie wystąpią jakieś objawy, np. krwotok.
Karetki rozwiozły do szpitali cztery dorosłe kobiety. Miały obrażenia głowy. - To były tylko powierzchowne stłuczenia. Nic poważnego - zapewnia Andrzej Ochal, lekarz dyżurny ze szpitala przy ul. Staszica.
Kierowca autobusu, który spowodował wypadek, nie chciał z nami rozmawiać, był roztrzęsiony. - Pracuje u nas od czterech, pięciu lat. Dotychczas nie miał żadnych kolizji - mówi Stanisław Wojnarowicz, rzecznik MPK. Zapewnia, że pasażerowie mogą starać się w spółce o ewentualne odszkodowania.
Rozbite pojazdy zablokowały skrzyżowanie. Korek sięgał aż do odległej al. Unii Lubelskiej. Ruchem kierowała policja. Trolejbus nie nadawał się do jazdy. Uszkodził się mechanizm elektryczny. Autobus odjechał. Teraz zbadają go biegli.