

Rozmowa z księdzem Mieczysławem Puzewiczem, założycielem Centrum Wolontariatu w Lublinie.

- Pamięta ksiądz moment wybuchu wojny? Jakie emocje wtedy księdzu towarzyszyły?
– Nie było to dla mnie zaskoczeniem. Przewidywaliśmy, że to nastąpi. Już w listopadzie 2021 roku odbywaliśmy spotkania, podczas których zaczęliśmy przygotowywać się na ewentualność wojny. Wtedy też powołaliśmy grupę, która miała dwa główne zadania: pozyskiwanie wolontariuszy oraz organizację mieszkań, samochodów i różnego rodzaju pomocy.
Pamiętam dokładnie moment wybuchu wojny. 24 lutego 2022 roku obudziłem się bardzo wcześnie, około czwartej nad ranem, i sprawdzałem wiadomości. I pojawiła się pierwsza informacja o ataku Rosji. Wszystko, co przygotowaliśmy, natychmiast okazało się potrzebne. Szybko pozyskiwaliśmy kolejnych wolontariuszy i aktywowaliśmy nasze kontakty z partnerami w Ukrainie, z którymi współpracowaliśmy od lat. Wiedzieliśmy, co robić – przyjmować ludzi uciekających w panice i organizować wsparcie dla Ukrainy.
- Ilu osobom udało się udzielić pomocy?
– Przez Centrum Wolontariatu przewinęły się tysiące osób. Nie wszystkie mogliśmy pomieścić, choć sukcesywnie otwieraliśmy kolejne domy dla rodzin uchodźczych. Jednak to było za mało, więc uruchomiliśmy nasze kontakty w całej Polsce. Organizowaliśmy transporty do Koszalina, Zielonej Góry, Poznania, Nowego Sącza. Nasi wolontariusze działali na granicy, na wszystkich czterech przejściach. Kulminacyjny moment nastąpił 4 lub 8 marca, kiedy prawie 80 tysięcy osób przekroczyło granicę i przewinęło się przez nasz region.
- Zapewnienie bezpieczeństwa i dachu nad głową to był pierwszy etap waszych działań. Na co postawiliście w dalszej kolejności?
– Po zabezpieczeniu podstawowych potrzeb zaczęliśmy myśleć o integracji tych, którzy chcieli zostać w Polsce. Wzorowaliśmy się na modelu, który stosowaliśmy wcześniej wobec Czeczenów. Kluczowe były cztery elementy: nauka języka polskiego i zapoznanie z podstawami prawa, zapewnienie dzieciom bezpieczeństwa (dlatego otworzyliśmy przedszkole, które działało prawie dwa lata), pomoc w znalezieniu pracy oraz organizacja spotkań integracyjnych. Chodziło o to, by ukraińskie rodziny miały kontakt z Polakami, co pozwalało budować relacje i niwelować poczucie izolacji.
- Czyli nikt nie został bez wsparcia?
– Dzięki wsparciu wolontariuszy, również z Ukrainy, zawsze znajdowaliśmy jakieś rozwiązania. Z czasem okazało się, że duże potrzeby są również w samej Ukrainie. Nawiązaliśmy współpracę z Caritas greckokatolicką w diecezji samborsko-drohobyckiej na południe od Lwowa. Tam powstała inicjatywa budowy szpitala rehabilitacyjnego dla rannych żołnierzy i cywilów. Ten pomysł od razu nas poruszył. Szpitale w Ukrainie koncentrowały się głównie na operacjach, a brakowało miejsc do rehabilitacji. Udało się zaangażować wiele firm z Lublina i dziś ten szpital funkcjonuje, pomagając 80 osobom.
Myślę, że ta sytuacja obudziła w nas taki narodowy gen gościnności, co się zresztą wyraża w tym porzekadle: „Gość w domu, Bóg w domu”. Zresztą przekonaliśmy tutaj mnóstwo osób, które są związane z naszym środowiskiem, a miały możliwość udzielenia jakiegoś pokoju, czy mieszkania. Nawet mam przypadek znajomego lekarza, który specjalnie kupił mieszkanie dla uchodźców z Ukrainy. Rzeczywiście: działaliśmy wtedy na dużych emocjach.
- Już tych emocji nie ma?
– Martwi mnie, że coraz częściej pojawiają się nastroje antyukraińskie, które są sprytnie podsycane przez rosyjską propagandę. Oczywiście; zdarzają się konflikty i trudne sytuacje, np. kwestia importu zboża, ale to nie może wpływać na nasz stosunek do Ukraińców. To nasi sąsiedzi, byli i będą, więc kluczowe jest budowanie relacji i współpracy.
- Czy system pomocy w Polsce jest dobrze zorganizowany?
– Od ponad 20 lat działamy na rzecz uchodźców i zawsze brakowało kompleksowej ustawy, która jasno określałaby kroki, jakie uchodźca powinien podjąć, aby zostać w Polsce i się zintegrować. Działania były często spontaniczne i zależne od lokalnych inicjatyw. W zeszłym roku powstał nowy dokument ministerialny dotyczący tej kwestii, ale nadal toczy się dyskusja, co należy w nim poprawić. Myślę, że kolejne fale uchodźców są nieuniknione, a Polska powinna być na nie gotowa. Dlatego ja ciągle trwam przy tym, że zawsze będę stał po stronie Ukrainy.
- Jakie są dalsze plany Centrum Wolonariatu w Lublinie jeśli chodzi o pomoc uchodźcom?
– W ubiegłym roku zakończyliśmy doposażanie szpitala rehabilitacyjnego, wyposażając go m.in. w windę i systemy przeciwpożarowe. Teraz uruchamiamy fundusz stypendialny dla dzieci i sierot wojennych. W Ukrainie są już setki tysięcy dzieci, które straciły ojców, a wraz z nimi źródło utrzymania. Obecnie wspieramy 12 stypendystów, pomagając im w edukacji. Fundusz nosi imię bł. ks. Emila Rakowca, katolickiego księdza, który w czasie II wojny światowej dobrowolnie udał się do Majdanka ze swoimi parafianami. Kolejnym projektem jest Młodzieżowa Akademia Obywatelska, która wspiera ukraińską młodzież w organizowaniu lokalnych inicjatyw. Ukraina przechodzi teraz niezwykłe ożywienie obywatelskie, a my dzielimy się doświadczeniem i narzędziami, które mogą im pomóc.
