– Miał błędny wzrok. Wyglądał, jakby nie wiedział, co się dzieje – tak świadek opisał księdza z Lublina, oskarżonego o jazdę po pijanemu. Proces duchownego zbliżał się do końca, ale całe postępowanie trzeba będzie powtórzyć.
Sprawą 54-letniego duchownego zajmuje się Sąd Rejonowy Lublin-Zachód. Do przesłuchania pozostało jeszcze dwoje świadków. Jednak wczoraj sprawa została bezterminowo odroczona. Z początkiem lutego sędzia prowadząca postępowanie, przechodzi bowiem w stan spoczynku. To oznacza, że całość trwającego od listopada procesu trzeba będzie powtórzyć.
Podczas wczorajszej rozprawy udało się przesłuchać jedynie kierowcę, któremu pijany ksiądz miał zajechać drogę. Do incydentu doszło w lutym ubiegłego roku. Piotr W. jechał z żoną i dzieckiem ul. Filaretów. Duchowny miał wyjechać swoim audi z ul. Radości.
– Nawet nie zwolnił. Wjechał mi tuż przed maskę, musiałem uciekać na lewy pas – relacjonował wczoraj w sądzie Piotr W. – Potem zatrzymaliśmy się na chwilę. Kierowca audi miał błędy wzrok. Patrzył przed siebie. Wyglądał, jakby nie wiedział, co się dzieje.
Piotr W. jechał później ul. Filaretów i Zana. Duchowny miał podążać w tym samym kierunku.
– Widziałem w lusterku wstecznym, że ma problemy z utrzymaniem toru jazdy – dodał Piotr W.
Mężczyzna pojechał za kierowcą audi, który dotarł na ul. Skierki i wszedł do budynku miejscowej plebanii. Drzwi otworzyła mu gospodyni. Po chwili na miejsce dojechali policjanci, których wezwał Piotr W.
– Dzwonili i pukali, ale nikt nie reagował. Dopiero po 10 minutach otworzyła im ta sama kobieta, która wpuszczała kierowcę audi – relacjonował Piotr W. – Pytana o niego przez policjantów początkowo twierdziła, iż „wydaje się jej, że księdza nie ma”.
Do mundurowych zszedł wreszcie duchowny. Piotr W. nie miał wątpliwości, że to ten sam człowiek, który prowadził audi.
– Zauważyłem, że jest pod wpływem alkoholu. Twierdził, że to nie on prowadził, tylko siostrzeniec, który właśnie wyszedł z plebanii – wspominał wczoraj w sądzie Piotr W.
Badanie trzeźwości przeprowadzone po zdarzeniu wykazało, że ksiądz miał 2,2 promila alkoholu w organizmie.
Podczas poprzedniej rozprawy obrona przekonywała, że feralnego dnia za kierownicą audi siedział Edward D. – kolega księdza. Sugerowano, że obaj mężczyźni są podobni, więc świadkowie mogli się pomylić.
– To nie jest ten mężczyzna, który kierował audi – skwitowała żona Piotra W. – Tamten był tęższy.
– Przez kilka miesięcy zrzuciłem 15 kg ze względu na chorobę – przekonywał Edward D.
Z relacji mężczyzny wynikało, że przez chwilę mógł jechać „wężykiem”, bo nagle rozbolała go szyja. Gospodyni księdza zapewniła natomiast przed sądem, że nie widziała duchownego pod wpływem alkoholu.