– Na początku zastanawiałem się czy wyjść w samej koloratce czy też w sutannie. Dla ludzi to mogło nie być takie oczywiste, że nagle na ulicy zjawia się ksiądz, który ich zaczepia – przyznaje. – Mogli na przykład pomyśleć, że to przebieraniec. Reakcje były jednak bardzo pozytywne.
Zaczepiał przechodniów i pytał, czy może coś dobrego dla nich zrobić. Większość odpowiadała, że nic, ale były też prośby o jedzenie czy spowiedź. – Dobro powraca – przekonuje ks. Łukasz Kachnowicz. – Od jednej z osób dostałem kanapkę.