Do Wigilii został niespełna miesiąc, a policja na Lubelszczyźnie otrzymuje już pierwsze doniesienia o nielegalnym handlu opłatkami. Księża przestrzegają przed oszustami przypominając, że pieniądze przekazywane legalnie za opłatek przeznaczane są na utrzymanie parafii, do której należą wierni.
– Świątynia opatrzności w Warszawie jest dopiero budowana, a nasza już wymaga pilnego remontu – mówi ks. Jan Kiełbasa, proboszcz parafii w Niedrzwicy. – Na razie lubelska Pracownia Konserwacji Zabytków zajmuje się odnowieniem ołtarza. Udało się odświeżyć historyczne kolory, ale i kunsztowne ramy wymagają pozłocenia.
Wszystko będzie kosztowało 26 tys. zł. Na razie 5 tys. zł przekazał biskup, ale trzeba zgromadzić pozostałą kwotę. Ofiary za opłatek składane przez wiernych z Niedrzwicy, zostaną przeznaczone na ten cel. Parafianie z Borzechowa będą natomiast gromadzić pieniądze na ogrzewanie swojego kościoła. To duży koszt, którego nie udaje się pokryć z niedzielnych datków na tacę.
– Społeczeństwo bardzo teraz zubożało – dodaje ks. Kiełbasa. – Za opłatek można się spodziewać od 10 do 20 zł od rodziny. W mojej parafii nie ma jednak problemów z oszustami. Wszyscy wiedzą, że do opłatków roznoszonych przez radę parafialną zawsze dołączony jest mały opłatek z aniołkiem dla każdego dziecka. Kiedy kilka lat temu ktoś próbował podszywać się pod przedstawiciela parafii, wierni od razu pytali o aniołki – mówi.
Ks. Janusz Kozłowski, proboszcz parafii w Ludwinie dodaje zaś, że w małych miejscowościach, gdzie wszyscy dobrze się znają, oszuści są łatwo rozpoznawalni. Według lubelskiej Inspekcji Handlowej, sprzedaż opłatka nie wymaga żadnej koncesji, nie ma też prawnie zastrzeżonej jego receptury. Opłatek można kupić nawet w supermarketach. Niektórzy jego producenci wymagają jednak potwierdzenia zamówienia z parafii.